wtorek, 30 grudnia 2008

2008....


Skończył się filip_az v7.0

Zaczyna się filip_az v.8.0











Panie
wiem że dni moje są policzone
zostało ich niewiele
Tyle żebym zdążył jeszcze zebrać piasek
którym przykryją mi twarz

nie zdążę już
zadośćuczynić skrzywdzonym
ani przeprosić tych wszystkich
którym wyrządziłem zło
dlatego smutna jest moja dusza

życie moje
powinno zatoczyć koło
zamknąć się jak dobrze skomponowana sonata
a teraz widzę dokładnie
na moment przed codą
porwane akordy
źle zestawione kolory i słowa
jazgot dysonans
języki chaosu

dlaczego
życie moje
nie było jak kręgi na wodzie
obudzonym w nieskończonych głębiach
początkiem który rośnie
układa się w słoje stopnie fałdy
by skonać spokojnie
u twoich nieodgadnionych kolan


Kiedy już mnie nie bedzie... pomyśl czasem...Ty...A, A, M, Ż, N, M,J,W,R,

9- a wokół huczy wspaniałe życie
rumiane jak rzeźnia o poranku)

.....i inni bohaterowie tej wojny;














Równy jestem tylko samemu sobie..

Sens mój niczego nie przypomina

Nie budzę w nikim żadnych uczuć

Kiedy umrę w końcu otule się tylko fałszywym snem.

I będe patrzył na bardzo jasny koniec mojego świata.

Nigdy nie wróce. Nigdy już nie pocałuje...

................NIC NIGDY NIKOMU NIE BEDZIE DAROWANE...; NIGDY!!!!!!!


...........................chciałem kiedyś wymazać Twarze nienawiści
...to ja byłem KAINEM!


więc siedzę teraz samotny
na pniu ściętego drzewa
dokładnie w samym środku
zapomnianej bitwy

i snuję siwy pająk
gorzkie rozważania

o zbyt wielkiej pamięci
o zbyt małym sercu....

czwartek, 25 grudnia 2008

le barroux


tylko droga...

...czuć każdy upadający pył z sandałów...

......wierzyć że każdy idzie w dobrą stronę...

....ufać że nikt na Niej nie zginie...

....postawić dom na jej brzegu...

BUNT NAWET PRZECIWKO BOGU...

Droga...zawahanie...powrót...

Pan Bóg...

Nie dał...

Zabrał...

Śmiesznym spiskowcom wolności...























.....Ale synowie ziemi nocą się zgromadzą
śmieszni karbonariusze spiskowcy wolności
będą czyścili swoje muzealne bronie
przysięgali na ptaka i na dwa kolory

A potem tak jak zawsze - łuny i wybuchy
malowani chłopcy bezsenni dowódcy
plecaki pełne klęski rude pola chwały
krzepiąca wiedza że jesteśmy - sami...




BOŻE MÓJ...POZWÓL MI JESZCZE RAZ...; ..bić się za OJCZYZNĘ

piątek, 28 listopada 2008

.....holy empty






Mury kazamat dostatecznie grube
Żeby krzyk każdy wytłumić dokładnie
Błogosławiony, kto przejdzie tę próbę
A kto się złamie, przekleństwo nań spadnie
Logika dziejów nakłada kajdany
Sprawiedliwości zgrzytają zasuwy
I ciągle jedna myśl tłucze o ścianę:
"Nic nie mówić, nie mówić, nie mówić..."

czwartek, 27 listopada 2008

Elegia na odejście...












Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu
po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę
idź wyprostowany wśród tych co na kolanach
wśród odwróconych plecami i obalonych w proch
ocalałeś nie po to aby żyć
masz mało czasu trzeba dać świadectwo
bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny
w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy
a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys
i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy
przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie
strzeż się jednak dumy niepotrzebnej
oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz
powtarzaj: zostałem powołany - czyż nie było lepszych
strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne
ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy
światło na murze splendor nieba
one nie potrzebują twego ciepłego oddechu
są po to aby mówić: nikt cię nie pocieszy
czuwaj - kiedy światło na górach daje znak - wstań i idź
dopóki krew obraca w piersi twoją ciemną gwiazdę
powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy
bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz
powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem
jak ci co szli przez pustynię i ginęli w piasku
a nagrodzą cię za to tym co mają pod ręką
chłostą śmiechu zabójstwem na śmietniku
idź bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek
do grona twoich przodków: Gilgamesza Hektora Rolanda
obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów
Bądź wierny Idź

Uwertura do świętego po lewej stronie...















Chyba jednym z najprostszych przejawów człowieczeństwa w tłumie jest przekonanie o własnej wyjątkowości. Bóg stworzył człowieka... nie stworzył nigdy masy ludzi. Nie stworzył plebsu. Nie stworzył nas 1000... stworzył kobietę i mężczyznę. To my stworzyliśmy zarazę jaką jest tłum. Typowo ludzkie spojrzenie.

Gdy tylko w naszej głowie pojawi się chwila zadumy nad własną wyjątkowością, natychmiast jesteśmy wtłaczani w tłum. Jednobarwny, jednolity, jedno.....;

Kiedyś było inaczej? Nie...zawsze istniał tłum..zawsze istniało miasto. Zawsze istniał ktoś wyjątkowy...a dziś? Dziś nie ma już wyjątków- nie ma wolności. Ostatni raz widziałem ją tonącą w kałuży. Próbowała coś powiedzieć ale zagłuszył ją ryk przejeżdżającej ciężarówki.Potem już tak została.
Ale dziś świat jest inny. Demokracja i nadzieja na jutro. Nie ma już tajemnic. Nie ma już tajemniczych zakamarków w których można się ukryć przed tłumem. Nie ma już miejsc. Ojczyzna duszy zostaje na naszych oczach zamieniona w czterogwiazdkowy hotel. PRZESTAJESZ SIE LICZYĆ.

Różnica miedzy średniowieczem i światem współczesnym jest zupełnie jasna: w średniowieczu struktura jest zdrowa, a zaledwie pewne okoliczności ułomne; w świecie współczesnym pewne okoliczności są zdrowe a sama struktura nie...UMIERAMY...:)


Któregoś dnia uwierzymy na nowo. Kiedyś..zaczynamy odliczanie...2000 lat..:)




sobota, 22 listopada 2008

Dlaczego?




















W zasadzie co się stało że dziś jest jeszcze...?... w końcu o co tak naprawdę w tym chodziło? PO CO ONI TAM GINĘLI? ZA CO I PO CO?

Charles Edward Louis John Casimir Silvester Severino Maria Stuart, nazywany Bonnie Prince Charlie (ur. 31 grudnia 1720, w Rzymie – zm. 31 stycznia 1788, w Rzymie) - pretendent do tronu brytyjskiego jako Karol III.

Był synem Jakuba Stuarta i Marii Klementyny Sobieskiej, wnukiem obalonego Jakuba II, króla Szkocji, Anglii i Irlandii oraz prawnukiem Jana III Sobieskiego, króla Polski. Zwolennicy jego ojca zwani jakobitami bezskutecznie próbowali go osadzić na tronie brytyjskim. W 1745 Karol Edward wywołał w Szkocji powstanie, które po początkowych sukcesach zakończyło się krwawą klęską - książę zdołał uciec w przebraniu kobiety. Jego ucieczka stała się kanwą romantycznej szkockiej legendy i popularnej pieśni ludowej (śpiewanej do dzisiaj jako kołysanka) pt. "Skye Boat Song". W 1766 zmarł ojciec Karola Edwarda, a jakobici obwołali Karola Edwarda nowym pretendentem do tronu jako Karol III. Papież Klemens XIII, który wspierał poprzedniego pretendenta, nie poparł pretensji Karola Edwarda.28 marca 1772, w Paryżu 52-letni Karol Edward poślubił per procura 20-letnią księżniczkę Ludwikę Stolberg-Gedern. Swoją żonę poznał 14 kwietnia 1772, we włoskim mieście Macerdeta, kiedy ceremonię zaślubin powtórzono w obecności obojga nowożeńców. Para zamieszkała w Rzymie, ale w 1774 przeniosła się do Florencji - wtedy Karol Edward zaczął używać tytułu hrabiego Albany. W 1780 Ludwika zostawiła męża, tłumacząc, że ten znęcał się nad nią psychicznie. Opinia publiczna uwierzyła Ludwice, a przymknęła oka na fakt, że Ludwika od dłuższego czasu żyła w związku z włoskim poetą - hrabią Vittorio Alfieri. Karol Edward nie doczekał się potomstwa ze swoją żoną, ale jego kochanka Clementina Walkinshaw urodziła córkę Charlotte Stuart, księżną Albany).W 1783 Karol Edward legitymizował córkę i nadał jej tytuł księżnej Albany oraz Jej królewskiej wysokości. Tytuły te nie dały Charlotte praw odziedziczenia po ojcu jego pretensji do tronu Anglii. Karol Edward zmarł w 1788 i został pochowany w bazylice katedralnej we Frascati, gdzie jego brat był biskupem. Po śmierci brata w 1807, ich prochy zostały razem pochowane w Bazylice św. Piotra na Watykanie, razem z prochami ich rodziców.



Maria Karolina Ferdynanda Luiza Burbon-Sycylijska, Księżna de Berry (1798–1870) - najstarsza córka Franciszka I Burbona, króla Obojga Sycylii i jego pierwszej żony, arcyksiężniczki Marii Klementyny Habsburg.

W 1816 poślubiła bratanka Ludwika XVIII, króla Francji - Karola Ferdynanda, księcia Berry. Para miała dwoje dzieci:

  • Ludwikę Marię Teresę (1819-1864), żonę kuzyna Karola III, księcia Parmy,
  • Henryka Pogrobowca (1820-1883), pretendenta do tronu Francji, męża Marii Teresy Habsburg-Este.

Karolina była bardzo ważną postacią podczas restauracji Burbonów na tronie, po tym jak jej mąż został zamordowany w 1820. Jej syn - Henryk, hrabia Chambord został nazwany "cudownym dzieckiem", ponieważ urodził się jako pogrobowiec. Był on ostatnim potomkiem Ludwika XIV w prostej linii, a po jego bezdzietnej śmierci główna linia Burbonów wygasła. W swoim zamku w Rosny, Karolina zgromadziła pokaźną bibliotekę, która w całości została sprzedana po 1830. Karolina patronowała artystom np. kompozytorowi Gioacchino Rossini, a po tym jak na dworze zaprezentowali sie komedianci z teatru du Gymnase, Karolina sprawowała patronat również nad ich teatrem, który znany był jako théâtre de Madame do 1830.W 1824 zmarł Ludwik XVIII, na tronie zastąpił go teść Karoliny - Karol X. W 1830, Karol X został zmuszony do opuszczenia Francji razem z całą rodziną. Karolina musiała uciec razem z nimi i powróciła do swojej rodziny w Neapolu. Później z pomocą Emmanuela Ludwika Marii de Guignard, vicehrabiego de Saint Priest, próbowała przywrócić władzę głównej linii Burbonów, podczas rządów bocznej linii orleańskiej (Ludwik Filip I panował w latach 1830-1848). Wywołała powstanie rojalistów w Wandei w 1832, ale poniosło ono klęskę. Karolina została aresztowana i uwięziona w zamku Blaye, w listopadzie 1832. Wypuszczono ją w czerwcu 1833, po tym jak urodziła córkę i wyjawiła, że 14 grudnia 1831 w Rzymie potajemnie poślubiła włoskiego szlachcica - Ettore Lucchesi-Palli, księcia di Campofranco i księcia della Grazia. Po skandalu Karolina została uwolniona i skompromitowana udała się do ojczyzny. Potem jeszcze wiele podróżowała i często zmieniała miejsce zamieszkania.

Oboje w swoim życiu doświadczyli wielkiego wyzwania ducha- porwali sobą ludzi. Porwali ich serca..ale nie wyszło. Nie podnieśli się z klęski... nie zginęli na polu bitwy zapisując swoją krwią testamentu dla następców....ocaleli...by umrzeć. By umrzeć jako ludzie...tylko od czasu do czasu wspominając czasy heroiczne.

Co czynić?.... wiara ma szanse porwać każde życie. Każde choćby jeden raz w życiu...


ZA CO WARTO JEST ODDAĆ ZYCIE?...

niedziela, 16 listopada 2008

O tym jak nie KUSić losu...

W ostatnich dniach w toruńskim środowisku akademickim zrobiło się głośno o sprawie prof. Kusa. Otóż ów człowiek przyznał się do współpracy z SB w początkach swojej kariery naukowej. Teraz ze wszech stron słyszy się nawoływania do rozgrzeszenia wręcz tej postaci z tego niegodnego czynu, gdyż sam się przecież przyznał, nie zrobił nikomu krzywdy, sławny profesor, znany astronom, zrobił to z miłości do nauki, etc, etc...; no po prostu wzór cnót i ideałów!! Jak widzę studentów astronomii którzy niepatrząca na to, że ów człowiek ROZBIŁ W PROCH KARIERY NAUKOWE INNYCH - być może zdolniejszych od siebie- UNIEMOŻLIWIAJĄC IM POPRZEZ SWOJE DONOSY ROZWÓJ KARIER NAUKOWYCH, A CZASEM UTRATĘ ŚRODKÓW DO ŻYCIA wydaje mi się iż oni również są na podobnej stopie jak profesor Kus. Po prostu boją się utraty jednego, bądź co bądź z czołowych astronomów przez nasz Uniwersytet, a przez to zagrożenie istnienia ośrodka naukowego. Ale co jest ważniejsze- prawda...czy stołek? Davila pisał że Uniwersytety są miejscami gdzie młodzi ludzie powinni się nauczyć milczeć. I tu mu trzeba przyznać rację. Bo przecież honor jest wartością bezcenną. Nie wolno go kłaść na ołtarzu nauki.

Gdyby ów człowiek niebyłby profesorem pewnie nie było by tej całej afery- ot...kolejny donosiciel, kapuś etc. Ale że jest jak jest....daje do rozwarzenia fragment satyry I. Krasickiego...zmieńmy kradzież na donos....i będzie jak ulał.


,,Gdy nie patrzy, kto czyni, lecz o co rzecz chodzi,

Wszystko zwie po imieniu: Piotr kradł, więc Piotr złodziej

To prawda, lecz niegrzeczna, wyraz zbyt dosadnie.

Jakże to pięknie nazwać, kiedy Piotr ukradnie?

Można prawdę powiedzieć, ale tonem grzecznym:

Piotr się wsławił w rzemiośle trochę niebezpiecznym,

Piotr zażył, a nie swoje, kunsztownie pożyczył.

Zgoła tyle sposobów grzecznych będziesz liczył,

Tak fałsz będziesz uwieńczał, do prawdy sposobił,

Że na to wreszcie wyjdzie: Piotr kradł, dobrze zrobił."

piątek, 24 października 2008

FRONDA!!

Może to tylko podanie, może coś więcej...; Pozostaje historia okryta płaszczem tajemnicy.

Kraj daleki i nie zrozumiały. Jak człowiek który się zakocha..; Kraj przytłaczających odległości. Odrębny świat, gdzie dobro i zło mają posmak absurdu i jakże często bywają często sprowadzane do absurdu.



Mroki średniowiecza. Dawne czasy, o których zapomniano. Wielkie miasto otoczone murami. Wyrastają nad nim baszty i cerkiewne kopuły. Lśni z daleka złoto krucyfiksów wieńczących dachy świątyń! Wokół lasy i ludzie o szczególnej, prostej urodzie, a dalej już tylko step;

Zamek wybudowany przez Wielkiego Kniazia. Do wysoko sklepionej komnaty sączy się przez kolorowe szybki okien gęste i przyćmione światło. Stary człowiek na wyłożonym złotogłowiem posłaniu, obok niego chłopiec. Z cichym skwierczeniem płoną świece. Światło wędruje w głąb komnaty i rozjaśnia czerń ikon, ożywiając grupy świętych, dając migotliwe wrażenie ruchu.

Za chwilę święty Michał zatańczy na rumaku pośrodku komnaty a chór świętych zanuci Hospody pomyłuj...; Lśnią złote aureole.
Płoną świece.



Nie minie godzina i nad miastem zapadnie zmrok. Po północy pośród nocy dzwon wieszczący śmierć Kniazia Rusi. Chłopiec pyta o dzwon...; Święty Michał Obrońca harcuje po komnacie i złotą szablą wycina hordy demonów. Lśnienie aureoli staje się jaśniejsze od światła słonecznego. Starzec, jeśli coś wie zabierze tajemnicę do grobu...legenda trafia do kronik.

Wieki średnie. Wielki Kniaź buduje monastyr nad wielką rzeką. Wiele lat później w tym monastyrze mam być pochowany wielki poeta Tej ziemi.

Monastyr to pomnik, strażnik ludzkiej dumy. Hołd ale tez wyzwanie dla Boga twórcy tego co wielkie. Bóg jest nieogarniony jak Ziemia, jak Ruś...; Kniaź o tym wie i bez należytej pokory chce tego dowieść. Dlatego buduje monastyr. Sprowadza najlepszych architektów, opłaca budowniczych. Tysiące poddanych gną karki przy budowie świątyni. Zakonnicy odprawiają nieustannie modły do Pana; o pomyślność budowy, o ostateczny sukces ludzkiego starania.

W gotowych już nawach brzmią cerkiewne churały. Płoną tysiące świec i oliwnych kaganków. Kniaź czyni zakonników odpowiedzialnymi za dzieło. Daje im swoje słowo, a słowo Kniazia znaczy: stań się!

Wybudowano już nawy i pokryto kopułą. Rosną wierze, dzwonnic; odlewany jest dzwon. Dzwon będzie największym dzwonem, jaki widziały ludzkie oczy. Już gotowy ma być zawieszony u szczytu dzwonnicy.

Z niewypowiedzianym trudem setki ramion podnoszą go do góry. Kiedy już wisi jeden z zakonników uderza weń na próbę- dzwon jednak milczy. Nie wydaje brzmienia..;

Serce z brązu nie potrafi rozbudzić w nim życia, dać mu melodii, której oczekiwano. Ludwisarze musieli popełnić jakiś błąd. Dzwon nie jest pęknięty.

Stop jakiego użyto, zgadza się z najlepszymi recepturami.

-Brak mu duszy-mówią zakonnicy.

-Ciąża mu głowy wrogów Kniazia- powtarza się miedzy ludem.

Dzwonnica stoi na stromym brzegu rzeki. Przepływający tędy rybacy żegnają się nabożnie na jej widok.

Kniaź chce słyszeć bicie dzwonu, a słowo Kniazia znaczy: stań się!

Budowniczowie mówią:

-Dzwon trzeba zrzucić na dół, rozbić, przetopić i odlać na nowo. Potem znów zawiesić.

Ale Kniaź chce słyszeć bicie dzwonu. Rusza na wyprawę wojenną. Kiedy wróci- dzwon ma wieści jego powrót. Mnisi modlą się do Boga o pomoc. Nikt z ludzi nie poradzi. Budowniczowie i zakonnicy dadzą głowy.

Modły trwają cała noc. Znów brzmią cerkiewne chorały, wosk świec topi się u wrót tajemnej głębi ikon. Bóg nie zsyła anioła; święty Michał trzyma na wodzy swoje hufce. Święty Jerzy zapomniał o wyznawcach i walczy gdzieś w świecie ze złem wcielonym w jadowitego smoka.

O świcie ma wrócić Kniaź. Powiadomił o swoim powrocie przez umyślnego. Przed świtem zakonnicy opuszczają klasztor. Zostaje tylko Igumen, człowiek święty i uczony. Ma wiele lat i tyleż ksiąg w pamięci. Nie boi się gwałtowności Kniazia i pokłada ufność w Panu.

Modli się całą noc, leżąc krzyżem u stup dzwonu.

Czeka na cud. Ramiona pańskie są wszechmocne, wielkość pańskiej łaski jest nieograniczona. Jak Ruś, jak ludzka pycha.

Zostaje mu tylko wiara, śni.

Następnego dnia o świcie, wyprzedzając zastępy kniaziowych rycerzy, wyprzedzając szczekanie psów i łoskot dudniących w nadwołżańskiej mgle bębnów – dzwon się odzywa. Bije tryumfalnie w nieboskłon i niesie wieść o chwale Pana, o chwale jego Syna- Człowieka. Dźwięk żywego brązu jest radosny, przeczysty, rozchodzi się daleko wzdłuż brzegów rzeki, nad którą postawiono monastyr. Budzą się ptaki i radośnie krążą wśród drzew. Jaskółki śmigają jak tatarskie strzały wokół dzwonnicy. Rozproszeni zakonnicy powracają w mury świątyni. Kniaź obdarowuje suto przybytek i wzywa Igumena.

Zakonnicy znajdują go u stup dzwonu. Jest oniemiały, leży bezwładnie na powale i chwytając za rękaw, usiłuje coś powiedzieć pierwszemu z braci. Ma martwe oczy choć widzi. Nie odzywa się.

Sprowadzają go na dół. Wygląda jak człowiek, z którego wyjęto kości. Półprzytomny, jakby nieświadomy czynów i słów.

-Cud, cud- powtarza się w całej Rusi. Lud snuje coraz to nowe legendy. Mówi się o Żydzie, którego widziano, jak wymykał się nocą z dzwonnicy; miał gliniane ręce i odzywał się głosem psa.

Po miastach i wsiach wędruje ślepiec, o którym powiadają że podpatrując modlitwę Igumena- oślepł.

-Widziałem...-powiada ludziom i nie kończy, a z jego wyblakłych oczu płyną wielkie jak groch łzy.

Gdy bije dzwon, milknie Ruś cała i słuchają wszyscy weź wyjątku: książęta, popi, bojarzy, lud prosty i niewolnicy.

Gdy bije dzwon, zamiera słońce i chmury przestają płynąć po niebie.

Gdy bije dzwon, na nieboskłonie pojawia się świetlisty rycerz; a jego zbroja jaśnieje diamentową poświatą wszystkich gwiazd niebieskich. Mknie na siwym rumaku z podniesioną wysoko brylantową włócznią i rozpierzchają się chmury, w szczelinie zaś uchylonego nieba widać niebieskie zastęp, chóry archaniołów i tron samego Boga.

Igumen pozostaje do końca życia w swej celi. Nigdy jej nie opuszcza. Umiera dwa lata późnie, nie wypowiedziawszy ni słowa.

Przed śmiercią odwiedza go Kniaź. Po wielu latach, już na łożu śmierci opowiada wnukowi, że zamknąwszy się w celi z Igumenem., był świadkiem, jak ten zasłonił ręką usta i nakreślił w powietrzu potrójny znak krzyża, jak by chciał powiedzieć ,, Nie wolno mi...”

Tajemnicę dzwonu próbują rozwikłać najwięksi inżynierowie. Rozkładają ręce i też mówią o cudzie.

Potem wszystko rozpada się w pył.

Znika z wysokiego brzegu wielkiej rzeki monastyr, o dzwonie ludzie zapominają. Groby budowniczych wietrzeją w stepie. Wiatr rozsiewa kurhany. Legenda coraz rzadziej powraca w pieśniach. Umiera jej ślad w ludzkiej pamięci. Zostaje pustka i milczenie.

Tak jak milczenie oszalałego Nietzsche’go, który wieziony pociągiem z Turynu do Bazylei śpiewał cicho w tunelu Gottarda:

Dusza moja, jak lira

Niewidocznie dotknięta

Nuciła w sekrecie pieśń gondoliera

Drżąc od barwnego szczęścia

Czy słuchał jej ktoś?...

czwartek, 16 października 2008

Refleksje przed/po


2 Swiaty...; dobro i zło. Zastanawiam się czy nasza kultura nie powinna się opleść wokół tej cyfry. Bo taki jest świat- ma zawsze dwie połowy. Taka smutna refleksja naszła mnie po ostatniej wizycie w jednym z klubów studenckich...; W środku świetna zabawa, młodzi studenci, fajna muzyka, ogólnie bardzo sympatycznie... podczas gdy na zewnątrz? Łysi ,,ochroniarze" w najbardziej wyszukanej ,miejskiej łacinie" kłócili się z innymi podchmielonymi jegomościami. A zaraz obok jakaś dziewczyna podtrzymywała ledwie przytomnego, wymiotującego kolegę.

Taki świat- taka rzeczywistość. Czy uciekać stąd? Porzucić bez walki świat uznając że i tak nie da się nic zrobić. Że współcześni ludzie w przewarzającej większości noszą w sobie najgorszy z genów- gen ludzkiego łajdactwa...;
Świet wydaje się kąpać w swoim samozadowoleniu, braku elementarnej pokory...; rzadko kiedy widzimy nawet by ktoś przyznał się do błędu- przeciez lepiej brnąc w zaparte.
Chciałbym kiedyś napisać że spotkałem dobrego człowieka- kogoś kto jest naprawdę wart swego człowieczeństwa. Kogoś kto naprawde jest wstanie ocenić rzeczywistość taką jaka jest.
Ale może to są bajki. Bajki i ballady które czyta się dzieciom by szybko zasneły.. by miały piękne sny. By wydawało się im jak francuskiemu rybakowi..,,Widziałem khula..."
Kiedyś ludzie

Kiedyś mogło się służyć. Być wolnym człowiekiem- można było wybrać osobę której będzie się służylo. Król...; żeby być kochanym za nic, wystarczy być królem. Jedyny system rządów oparty na miłości. Króla do poddanych, poddanych do Króla. Łaska..

Tak naprawdę nigdy nie widziałem ołtarza z ktorego wnętrza bije błękitne światło. Nie istnieje taki być może. Ale naprawdę marzę że gdy któregoś dnia przejdę obok zapadłej do wewnątrz ze starości bazyliki...oślepi mnie to światło..

[Cud, cud...jak bym nie miał nic lepszego do roboty] Pius X

Duszą i ciałem oddany...;

[16 X 2008]... bo umrzeć łatwo- żyć jest trudno ...

"

środa, 15 października 2008

Chyba największym błędem...















...Pana Boga jest to że dał człowiekowi pamięć...;

A oto raz nocą, obudził Szaman Anhellego mówiąc mu: Nie spij, ale chodź ze mną, albowiem są rzeczy ważne na pustyni.

Wdziawszy więc białą szatę Anhelli udał się za starcem, i szli przy blasku gwiazd.

Niedaleko więc zaszedłszy ujrzeli obóz cały małych dzieciątek i pacholąt gnanych na Sybir, które odpoczywały przy ogniu.

A we środku gromadki siedział pop na tatarskim koniu, mający u siodła dwa kosze z chlebem.

I zaczął owe dzieciątka nauczać podług nowéj wiary ruskiej i podług nowego katechizmu.

I pytał dzieci o rzeczy niegodne, a pacholęta odpowiadały mu przymilając się, albowiem miał u siodła kosze z chlebem i mógł je nakarmić; a były głodne.

Więc obróciwszy się ku Anhellemu Szaman rzekł: Powiedz! nie przebrałże miary ten ksiądz zasiewając złe ziarno i każąc czystość dusz tych maleńkich?

Oto zapomniały już płakać po matkach swoich i tu się wdzięczą do chleba jak małe szczeniątka; szczekając rzeczy złe i które są przeciwko wierze.

Powiadając, że car jest głową wiary i że w nim jest Bóg i że nic nie może rozkazać przeciwko Duchowi świętemu, nakazując nawet rzeczy podobne zbrodniom, albowiem w>nim jest Duch święty.

Użyję więc przeciwko temu księdzu ognia niebieskiego, aby go spalić, i stracę go w oczach dzieciątek.

A skoro wyrzekł Szaman słowo przekleństwa, zapalił się ów pop na koniu, i wyszły mu z piersi płomienie, które się złączyły w powietrzu nad głową.

I przelękniony koń unosić go zaczął po stepie palącego się; a potem wzdrygnąwszy się zrzucił z siebie węgiel siedzący na siodle do ostatka.

A oto na owem próchnie człowieka chodziły skry..... jak owe iskierki, które są na spalonym papierze błędne i snujące się w różne strony.

Przybliżywszy się więc Szaman ku dzieciątkom rzekł: Nie lękajcie się; Bóg z wami.

wtorek, 14 października 2008

PO CO MI SUMMORUM PONTIFICUM?

Summorum Pontificum...i co dalej?
Mamy dokument, mamy błogosławieństwo Ojca Świętego, opiekę komisji Ecclesia Dei, kilka stoważyszeń na prawie papiskim celebrujących Mszę ,,trydencką",kilkunastu(?) kapłanów w Polsce którzy pragną celebrować Najświętszą Ofiarę w tymże rycie nadzwyczajnym. Do tego dochodzi grupa ministantów, i może kilkuset wiernych. Fajnie. Naprawdę jest się z czego cieszyć bo na początku Apostołów było 12. Nie ma tu żadnego sarkazmu. Po czasach najazdów barbażyńskich na Cesarstwo Zachodnie, płomień kultury rzymskiej i chrześcijaństwa tlił się jedynie w kilku benedyktyńskich opactwach. Gdyby nie duch św. Augustyna i wysiłek tych ,,bożych herosów" w mnisich habitach, byćmoże dziś byśmy byli w najlepszym razie Arianami...albo też czcili Tygława i Swarożyca.
Ale wracając do tematu- nie chce pisać o tym co by tu zrobić by wspaniała starożytna liturgia znów rozkwitła wielkim blaskiem, by Kościoły były pełne ludu po łacinie spiewającego psalmy.Bądzmy szczerzy-TE CZASY SĄ STRACONE! Nie ma powrotu do średniowiecza. Z przykrością trzeba to podkreślić. Uważam jednak że ,,BÓG WSZECHMOGĄCY A FORTUNA ZMIENNA".I może stanie się dokładnie odwrotnie niż napisałem. Ale puki co sprawa wygląda tak a nie inaczej. Trzeba raczej umacniać przyczółki niż zdobywać nowe terytoria.
Z moich własnych doświadczeń wynika że tradsi są czasem takim zamkniętym środowiskiem które skupia się na tym by uczestniczyć tylko w wyścielaniu swojego gniazda. A reszta zrobi się sama. Tymczasem wiele osób w lokalnym Kościele nie wie nawet że taka Msza Święta jest celebrowana w okolicy. Nie tyle że się tym nie interesują...ale po prostu nie wiedzą. Dlatego trzeba zrobić wszystko by im to pokazać. Powiedzieć , ,,Hej- w Kościele pw. św.X jest Msza Święta taka jak przed soborem. Choć i zobacz". Warto po prostu ZAREKLAMOWAĆ MSZĘ. Może to brzmi bardzo płytko...ale wydaje mi się że warto spróbować.
Kwestią kolejną jest wyjaśnienie ,,ludziom z ulicy" o co tu idzie. Bo nie łudzmy się- człowiek który pierwszy raz przyjdzie na Mszę Świętą w rycie nadzwyczajnym nie zrozumie z tego nic. Mam tu na myśli osobę która naprawdę przyjdzie na Mszę Świętą...a nie osobę która przyjdzie ,,bo rodzice, wujek, ciotka kazali". Naprawdę- są ludzie którzy nie siedzą w neci, nie są fascynatami Rytu...ale chcą się pobożnie pomodlić..;

Pomyślmy...

środa, 8 października 2008

Przypowieść na własne 25 urodziny...

We trzy zaś godziny po północy, usłyszał Anhelli stukanie do drzwi, które były z lodu, i odwaliwszy bryłę wyszedł na księżyc.

I zobaczył owego Anioła, który mu był przypomniał miłość dla niewiasty i pierwszą jego miłość na ziemi; więc spuściwszy przed nim głowę, stał cicho.

I rzekła do niego Eloe: Wynieś mi tu umarłą twoją siostrę, ja wezmę ją i pochowam litośnie; moją jest.

Odszedłszy więc Anhelli do jamy, wziął na ręce trupa, wyniósł i położył go na śniegu przed Aniołem.

A Eloe uklęknąwszy nad śpiącą, podłożyła pod nią z obojéj strony końce skrzydeł łabędzich i zawiązała je pod umarłą.

I z pełnemi trupa skrzydłami, wstawszy na księżyc, odeszła.

Wrócił więc Anhelli do jamy pustéj, i spojrzawszy na ściany zajęczał, bo już jéj nie było.

poniedziałek, 6 października 2008




















A kiedy umrze ostatni obrońca,
Co o zasadach pojęcie miał jeszcze -
Będziemy modły wznosili złowieszcze
Do słońca.

piątek, 3 października 2008

Najserdeczniej zapraszam:)

wtorek, 23 września 2008

Jak to się stało że żyje jeszcze...25 lat...;


....że też jeszcze istnieje. To chyba największa niespodzianka tych 25 lat...; że zdołałem się aż tak zmienić.
Ale nie czuję się jakiś stary. Niektórzy sądzą że ja liczę czas w tysiącleciach. To nie prawda.
Jak każdy chcę żyć. Chcę cieszyć się...i chce dobrze przeżyć swoje życie. W prawdzie- w nadziei że jutro być może będzie koniec świata. Radosna perspektywa.
Radosne spojrzenie na życie z perspektywy czasu.
Przepraszam wszystkich których zraniłem...; przepraszam wszystkich którym kiedyś powiedziałem coś złego..
Dziękuję wam wszystkim, którzy pomogli mi iść w stronę dobra.
25...; A więc według wszystkich obliczeń zostało mi jakieś 8 lat..:). A to co będzie za 8 lat...?...BĘDZIE:)...

niedziela, 21 września 2008

Jesli ja oczy mam przeźroczyste...


Są czasem chwile gdy czas staje. Czasem nawet się cofa..i czasem..a czasem to nawet nie za bardzo łapie się o co chodzi. Ale co poradzić. To jest rzeczywistość w którą jakimś cudem pchnoł nas Bóg i w niej nijak istniejemy. Bo istnienie jest ciągłością. Owszem- może być tymczasowe..ale jest...i trwa.
Co jednak gdy staje czas? Co jednak gdy chwile wracają. I ta nostalgia...; rodzaj tęsknoty.. pewna forma nienawiści w stosunku do czasu że pożarł chwile i już jej nie ma..; nie odzyskamy jej już nigdy..odjechał ostatni pociąg i do przyszłych wakacji stacja będzie zarastać krzewami.
Każda istota jest jesienna.

Na pamiątkę ostatniego spotkania...;
















Zmierzch wszedł cicho przez sień-
twój profil jak cień
rozpłynął się w mroku.
Zmierzch, więc – chyba już czas –
twój uśmiech mi zgasł
i smutno jest wokół...
Na zmierzch otworzę cichutko drzwi
i nie zobaczysz, jak ciężko mi,
jak bardzo ciężko mi iść,
gdy zmierzch twą zakrył mi twarz
i nie wiem czy masz
w oczach żal
czy może – zmierzch?

Jest między nami wiele ciszy
i bardzo mało słów.
Słów więcej boję się usłyszeć –
powiedzieć: „Mów” ...
Nie wiem, co się za ciszą kryje –
nie wiem – czy wiedzieć chcesz.
Więc może lepiej niech okryje
słowa i ciszę zmierzch.....;


[...dawno, tak bardzo dawno że tego nie pamiętam..]

piątek, 19 września 2008

............I CO TERAZ?..............

















No to mleko się rozlało. Już nie tylko lewicująca La Repubblica, nie tylko Il Giornale, ale o totalnym bezhołowiu i anarchii wśród tak zwanych znajdujących się'' w tak zwanej pełnej'' tak zwanej łączności'' ze Stolicą Apostolską duchownych trąbi już nawet Radio Watykańskie:

Wielu biskupów utrudnia wprowadzanie w życie dokumentu Benedykta XVI o korzystaniu z przedsoborowej liturgii – twierdzi sekretarz (Wiceprzewodniczący! - przyp. mój - Dextimus) Papieskiej Komisji Ecclesia Dei. Prał. Camille Perl uczestniczył we wtorek w sympozjum na temat papieskiego motu proprio Summorum Pontificum zorganizowanym pod patronatem watykańskiej dykasterii ds. tradycjonalistów przez stowarzyszenie Młodzi i Tradycja. W swoim wystąpieniu pokusił się o pierwszy bilans, w rok po wejściu w życie papieskiego dokumentu. Jak wynika z danych dykasterii, bilans ten jest ze wszech miar negatywny.

„We Włoszech większość biskupów, z nielicznymi godnymi uznania wyjątkami, utrudnia wprowadzanie w życie motu proprio o Mszy łacińskiej – stwierdził ks. Perl. – To samo trzeba powiedzieć o wielu zakonnych przełożonych generalnych, którzy zakazują swym kapłanom sprawowania Mszy św. według starego rytu”. Z jeszcze większą opozycją papieska decyzja spotkała się w Konferencji Episkopatu Niemiec, która wydała restrykcyjne i biurokratyczne rozporządzenie, utrudniające korzystanie z motu proprio. Zdaniem sekretarza papieskiej komisji taka postawa prowadzi jedynie do kolejnych konfrontacji wewnątrz Kościoła. „Na moim biurku rośnie sterta listów od wiernych z różnych stron świata, którzy wciąż jeszcze domagają się wprowadzenia w życie motu proprio” – powiedział prał. Perl.

Sekretarz Komisji Ecclesia Dei przyznaje, że realizacja papieskich postanowień w sprawie przedsoborowej liturgii napotyka na dwie obiektywne trudności. Z jednej strony istnieje całe pokolenie kapłanów, którzy zostali poddani indoktrynacji i sądzą, że dawna liturgia uległa po prostu przedawnieniu. Do sprawowania przedsoborowej Mszy nie są więc ani przygotowani, ani pozytywnie nastawieni. Z drugiej strony, są miejsca, gdzie brakuje powołań. Trudno więc sobie wyobrazić, że kapłan, który w niedzielę musi odprawić trzy Eucharystie, będzie miał ochotę na czwartą, po łacinie. Jak wynika z danych Papieskiej Komisji Ecclesia Dei, kraje, w których najczęściej sięga się po Mszał Jana XXIII, to Francja, Kanada, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Australia.

kb/ adn_kr


Kodeks Prawa Kanonicznego, Kan. 751
(...) schizmą [nazywa się] odmowę uznania zwierzchnictwa Biskupa Rzymskiego lub utrzymywania wspólnoty z członkami Kościoła, uznającymi to zwierzchnictwo

Jak nazwać biskupów, którzy uparcie i z premedytacją utrudniają swoim podwładnym kapłanom korzystania z ustawy kościelnej promulgowanej przez najwyższego prawodawcę, Ojca świętego? Jak nazwać kapłanów, którzy odmawiają wiernym sakramentów, które im się należą, jak psu buda?
]

środa, 10 września 2008

Eloe




...Ty co wypasasz na grobach Reny...

sobota, 6 września 2008

....ja się zowę rzeką podziemną...


I rzekł Szaman: Oto już nie będziemy cudów okazywać, ani mocy Bożej, która w nas jest, ale płakać będziemy; bo zaszliśmy do ludzi, którzy nie widzą słońca.
Ani nauk im dawać należy, bo ich więcej nauczyło nieszczęście; ani nadziei im dawać będziemy, bo nie uwierzą. W dekrecie, co je potępił, napisano było: na wieki!...

czwartek, 4 września 2008



Wybiorę więc jednego z nich i ukocham go jak syna, a umierając oddam mu ciężar mer, i większy ciężar, niż mogą unieść inni; aby w nim było odkupienie.I pokażę mu wszystkie nieszczęścia téj ziemi, a potem zostawię samego w ciemności wielkiej z brzemieniem myśli i tęsknot na sercu.To powiedziawszy przywołał do siebie młodzieńca imieniem Anhelli i położywszy na nim ręce wlał w niego miłość serdeczną dla ludzi i litość.

A obróciwszy się do gromady rzekł: Odejdę z tym młodzieńcem, abym mu pokazał wiele rzeczy bolesnych, a wy zostaniecie sami uczyć się, jak znosić głód, nędzę i smutek.




środa, 3 września 2008


Tak mówił rycerz, a Eloe powstawszy znad trupa rzekła:
Rycerzu, nie budź go, bo śpi.On był przeznaczony na ofiarę, nawet na ofiarę serca. Rycerzu, leć daléj, nie budź go.Jam jest w części odpowiedzialna, że serce jego nie było tak czyste jak dyjamentowe źródło, i tak wonne jak lilije wiosenne.To ciało do mnie należy, i to serce mojem było. Rycerzu, koń twój tentni, leć daléj!

I poleciał ów rycerz ognisty z szumem, jakoby burzy wielkiéj; a Eloe usiadła nad ciałem martwego.I uradowała się, że serce jego nie obudziło się na głos rycerza i że już spoczywał...

(juliusz słowacki ANHELLI)

klucz do wszystkiego...;

poniedziałek, 1 września 2008

WEZWANIE

piątek, 29 sierpnia 2008

PIEŚŃ WIĘZIENNA


Z bożej łaski
król Anglii,
książę Normandii i Akwitanii,
hrabia Andegawenii


Pieśń więzienna (Ryszard Lwie Serce, 1193-1195)

Ja nuls óm pres non dir? sa razon
Adrachament, si com óm dolens non;
Mas per conórt deu óm faire canson.
Pro n'ai d'amis, mas paure son li don;
Anta lur es si, per ma rezenson,
Soi çai dos iv?rs pres.

Człowiek zamknięty we więzieniu złym
Smutno śpiewa i smutny składa rym,
Bo w smutkach może się pocieszać nim.
Mam przyjaciół, lecz przyjaźń ich jak dym;
Na okup skąpią. Hańba, bym dwie zim
Był tak uwięzionym!

Oto, baroni moi, głoszę wszem:
Wam z angielskich i wam z francuskich ziem;
Najbiedniejszemu z druhów - dobrze wiem! -
Gnić nie dałbym, przez skąpstwo, w lochu złem:
Lecz wam wymawiać skąpstwa ani śmiem:
Wszakże - uwięzionym.

Dobrze poznałem z teraźniejszych prób:
Traci druhów, kto więzień albo trup.
Biada mi! zapomniany wejdę w grób;
Lecz im - hańba przypadnie jako łup,
Gdy przez brak złota łamiąc dany ślub
Wzgardzą uwięzionym

Nic mnie nie dziwi serca mego ból:
Mój suzeren wszedł do mych miast i pól.
Przysięgi pożarł niepamięci mól,
Choć relikwią klął się wraz ze mną król.
Lecz wkrótce mnie ujrzycie w innej z ról,
Już nie uwięzionym.

O, hrabino! Bóg niech cię w pieczy ma:
I damę mą, dla której oto ja
Zawsze uwięzionym.




W naszym ludzkim bólu
w zdumieniu odejściem,
spróbuj chwycić szczęście
ciepłem tamtych rąk,
niecierpliwość spojrzeń
minionych niestety,
ujrzeć marność dążeń
jak dobiec do mety.

środa, 20 sierpnia 2008

Kwestia smaku..




To wcale nie wymagało wielkiego charakteru
nasza odmowa niezgoda i upór
mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
w którym są włókna duszy i chrząstki sumienia

Kto wie gdyby nas lepiej i piękniej kuszono
słano kobiety różowe płaskie jak opłatek
lub fantastyczne twory z obrazów Hieronima Boscha
lecz piekło w tym czasie było jakie
mokry dół zaułek morderców barak
nazwany pałacem sprawiedliwości
samogonny Mefisto w leninowskiej kurtce
posyłał w teren wnuczęta Aurory
chłopców o twarzach ziemniaczanych
bardzo brzydkie dziewczyny o czerwonych rękach

Zaiste ich retoryka była aż nazbyt parciana
(Marek Tulliusz obracał się w grobie)
łańcuchy tautologii parę pojęć jak cepy
dialektyka oprawców żadnej dyskryminacji w rozumowaniu
składnia pozbawiona urody koniunktiwu

Tak więc estetyka może być pomocna w życiu
nie należy zaniedbywać nauki o pięknie

Zanim zgłosimy akces trzeba pilnie badać
kształt architektury rytm bębnów i piszczałek
kolory oficjalne nikczemny rytuał pogrzebów

Nasze oczy i uszy odmówiły posłuchu
książęta naszych zmysłów wybrały dumne wygnanie


To wcale nie wymagało wielkiego charakteru
mieliśmy odrobinę niezbędnej odwagi
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
który każe wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo
choćby za to miał spaść bezcenny kapitel ciała
głowa

Z. Herbert

wtorek, 19 sierpnia 2008

Sprawozdanie [ w prawie którego nie potrafię przestrzegać]



Droga. Myśl o drodze jest- a przynajmniej zdaje się początkiem wszystkiego. Bo gdy się rodzimy już gnamy do przodu..byle dalej, byle dziś, byle jutro.

Myśl o drodze nie jest czymś jednostkowym. Droga jest w każdym z nas.. każde stworzenie mimowolnie szuka ścieżki którą może isć. Nie ma znaczenia co jest tą drogą...; Któregoś dnia można zdać sobie sprawę że droga jest zła. Że może niewłasciwa. Ze lepiej było iść inną. Jednak nigdy nie warto się zatrzymywać. Nie wolno. Bo taka jest droga. Próbujemy dorównać sobie samemu. Bo droga idzie w dół lub do góry. Nigdy nie zdamy sobie sprawy z Tego że mamy tak naprawdę wszyscy jedną drogę. A ona prowadzi do dokładnie jednego punktu.

Człowiek zagładę nosi w duszy- wystarczy go przerazić.

poniedziałek, 18 sierpnia 2008

Autoportret z A.[...zdjęcia z konferencji WOLNOŚĆ]



...i dlatego wciąż jeszcze istnieje. Choć pęd próżny toczę to dla mnie lepsze.
Któregoś dnia być może uznam że to nie ma sensu. Że zmarnowałem czas który został mi dany.
Jednak teraz w to nie wierzę.
Wierzę tylko w jedno. Wierzę że ja to ja. Że istnieje Tajemnica która kiedyś przed wiekami nadała sens temu wszystkiemu. Nie zadaję pytań. Może dlatego że były by pozbawione sensu. Mi wystarczy trwać. Być nijako strażnikiem nieistniejącej może, a może tylko zatopionej kaplicy. Nie ma w niej już nic. Ale to bez znaczenia. Desygnaty nigdy też nie istniały. Nie jestem i nie byłem panem sytuacji. Tylko falą na bezmiernym oceanie milczenia. Cisza...cisza...;

Nigdy nie zapytałem tego co był przede mną dlaczego właśnie ja. I tak nic by nie odpowiedział. Jak splecione ogniwa łańcucha...ciąża ku ziemi..a jeden nie wie nic o poprzednim. Ale wiszą..i utwierdza je tajemnica...

Ja nie chce. Tesknie...; ..ale za kimś kogo nie ma...kogo nie było i nie będzie. Pozostała mi tylko nadzieja że nie zgubię nigdy jedynego symbolu łączącego mnie z nieistniejącym już światem.
Świadomość i tak szlag trafi któregoś dnia. I oby do tego czasu Słońce nie zaszło.

......tylko spłowiały góry tynk...


......tylko słoneczne sny kochanków coraz jaśniejsze z każdym dniem...;

niedziela, 17 sierpnia 2008


Mrzeżyno- kilkaset metrów od brzegu 14/07/2008, g.19.30 ...


Komórkom tkankom plastrom miodu żyłkom na liściu pajęczynom
Wszystkim strukturom kryształowym w sposób ten sam i żyć i ginąć!
Każde poczuje unerwienie ten ból na wskroś duszności atak
Gdy się rozłazi ciało ziemi pod czarnym palcem
antyświata!

....BASTA!!!!!!!!!!!!

już na zawszę należę, już na zawsze wybrałem. TAK- Tobie powierzyłem moje życie i w Twoje ręce składam moją nadzieję.

....o końcu filipa_az...

Ginie niewysłowiona myśl,
A pamięć ginie razem z ciałem.
O tym, coś widział - mów i pisz!
- Nic nie widziałem, zapomniałem.

[...Więc znowu kiedyś tłumy widm
Minione nam przypomną zdrady,
Znowu rozważnym - kurz, jak wstyd
Zakryje - puste - dno szuflady...]

poniedziałek, 11 sierpnia 2008

Tu padły ale pojechały dalej...

Lichen Trip 2008




niedziela, 10 sierpnia 2008



Anioł szedł, szedł przez mgłę,
mówię - tak! A on - nie!
I zauroczył. Teraz co? nonny-ho!
Kruchy świat, kruche szkło.
Teraz co? nonny-ho!
Kruchy świat, kruche szkło.
No i łzy -
a! to ty?
Szkoda mi, byłyby
i brzoskwinie.
Biały ptak, a tu tak:
czarny mak, ciemny smak -
jak po winie.
Teraz co? ...
... maski i instrumenty...