Panie wiem że dni moje są policzone zostało ich niewiele Tyle żebym zdążył jeszcze zebrać piasek którym przykryją mi twarz
nie zdążę już zadośćuczynić skrzywdzonym ani przeprosić tych wszystkich którym wyrządziłem zło dlatego smutna jest moja dusza
życie moje powinno zatoczyć koło zamknąć się jak dobrze skomponowana sonata a teraz widzę dokładnie na moment przed codą porwane akordy źle zestawione kolory i słowa jazgot dysonans języki chaosu
dlaczego życie moje nie było jak kręgi na wodzie obudzonym w nieskończonych głębiach początkiem który rośnie układa się w słoje stopnie fałdy by skonać spokojnie u twoich nieodgadnionych kolan
Kiedy już mnie nie bedzie... pomyśl czasem...Ty...A, A, M, Ż, N, M,J,W,R,
9- a wokół huczy wspaniałe życie rumiane jak rzeźnia o poranku)
.....Ale synowie ziemi nocą się zgromadzą śmieszni karbonariusze spiskowcy wolności będą czyścili swoje muzealne bronie przysięgali na ptaka i na dwa kolory
A potem tak jak zawsze - łuny i wybuchy malowani chłopcy bezsenni dowódcy plecaki pełne klęski rude pola chwały krzepiąca wiedza że jesteśmy - sami...
BOŻE MÓJ...POZWÓL MI JESZCZE RAZ...; ..bić się za OJCZYZNĘ
Mury kazamat dostatecznie grube Żeby krzyk każdy wytłumić dokładnie Błogosławiony, kto przejdzie tę próbę A kto się złamie, przekleństwo nań spadnie Logika dziejów nakłada kajdany Sprawiedliwości zgrzytają zasuwy I ciągle jedna myśl tłucze o ścianę: "Nic nie mówić, nie mówić, nie mówić..."
Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę idź wyprostowany wśród tych co na kolanach wśród odwróconych plecami i obalonych w proch ocalałeś nie po to aby żyć masz mało czasu trzeba dać świadectwo bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę a kornik napisze twój uładzony życiorys i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie strzeż się jednak dumy niepotrzebnej oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz powtarzaj: zostałem powołany - czyż nie było lepszych strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy światło na murze splendor nieba one nie potrzebują twego ciepłego oddechu są po to aby mówić: nikt cię nie pocieszy czuwaj - kiedy światło na górach daje znak - wstań i idź dopóki krew obraca w piersi twoją ciemną gwiazdę powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem jak ci co szli przez pustynię i ginęli w piasku a nagrodzą cię za to tym co mają pod ręką chłostą śmiechu zabójstwem na śmietniku idź bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek do grona twoich przodków: Gilgamesza Hektora Rolanda obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów Bądź wiernyIdź
Chyba jednym z najprostszych przejawów człowieczeństwa w tłumie jest przekonanie o własnej wyjątkowości. Bóg stworzył człowieka... nie stworzył nigdy masy ludzi. Nie stworzył plebsu. Nie stworzył nas 1000... stworzył kobietę i mężczyznę. To my stworzyliśmy zarazę jaką jest tłum. Typowo ludzkie spojrzenie.
Gdy tylko w naszej głowie pojawi się chwila zadumy nad własną wyjątkowością, natychmiast jesteśmy wtłaczani w tłum. Jednobarwny, jednolity, jedno.....;
Kiedyś było inaczej? Nie...zawsze istniał tłum..zawsze istniało miasto. Zawsze istniał ktoś wyjątkowy...a dziś? Dziś nie ma już wyjątków- nie ma wolności. Ostatni raz widziałem ją tonącą w kałuży. Próbowała coś powiedzieć ale zagłuszył ją ryk przejeżdżającej ciężarówki.Potem już tak została.
Ale dziś świat jest inny. Demokracja i nadzieja na jutro. Nie ma już tajemnic. Nie ma już tajemniczych zakamarków w których można się ukryć przed tłumem. Nie ma już miejsc. Ojczyzna duszy zostaje na naszych oczach zamieniona w czterogwiazdkowy hotel. PRZESTAJESZ SIE LICZYĆ.
Różnica miedzy średniowieczem i światem współczesnym jest zupełnie jasna: w średniowieczu struktura jest zdrowa, a zaledwie pewne okolicznościułomne; w świecie współczesnym pewne okoliczności są zdrowe a sama struktura nie...UMIERAMY...:)
Któregoś dnia uwierzymy na nowo. Kiedyś..zaczynamy odliczanie...2000 lat..:)
W zasadzie co się stało że dziś jest jeszcze...?... w końcu o co tak naprawdę w tym chodziło? PO CO ONI TAM GINĘLI? ZA CO I PO CO?
Charles Edward Louis John Casimir Silvester Severino Maria Stuart, nazywany Bonnie Prince Charlie (ur. 31 grudnia 1720, w Rzymie – zm. 31 stycznia 1788, w Rzymie) - pretendent do tronu brytyjskiego jako Karol III.
Był synem Jakuba Stuarta i Marii Klementyny Sobieskiej, wnukiem obalonego Jakuba II, króla Szkocji, Anglii i Irlandii oraz prawnukiem Jana III Sobieskiego, króla Polski. Zwolennicy jego ojca zwani jakobitami bezskutecznie próbowali go osadzić na tronie brytyjskim. W 1745 Karol Edward wywołał w Szkocji powstanie, które po początkowych sukcesach zakończyło się krwawą klęską - książę zdołał uciec w przebraniu kobiety. Jego ucieczka stała się kanwą romantycznej szkockiej legendy i popularnej pieśni ludowej (śpiewanej do dzisiaj jako kołysanka) pt. "Skye Boat Song". W 1766 zmarł ojciec Karola Edwarda, a jakobici obwołali Karola Edwarda nowym pretendentem do tronu jako Karol III. Papież Klemens XIII, który wspierał poprzedniego pretendenta, nie poparł pretensji Karola Edwarda.28 marca 1772, w Paryżu 52-letni Karol Edward poślubił per procura 20-letnią księżniczkę Ludwikę Stolberg-Gedern. Swoją żonę poznał 14 kwietnia 1772, we włoskim mieście Macerdeta, kiedy ceremonię zaślubin powtórzono w obecności obojga nowożeńców. Para zamieszkała w Rzymie, ale w 1774 przeniosła się do Florencji - wtedy Karol Edward zaczął używać tytułu hrabiego Albany. W 1780 Ludwika zostawiła męża, tłumacząc, że ten znęcał się nad nią psychicznie. Opinia publiczna uwierzyła Ludwice, a przymknęła oka na fakt, że Ludwika od dłuższego czasu żyła w związku z włoskim poetą - hrabią Vittorio Alfieri. Karol Edward nie doczekał się potomstwa ze swoją żoną, ale jego kochanka Clementina Walkinshaw urodziła córkę Charlotte Stuart, księżną Albany).W 1783 Karol Edward legitymizował córkę i nadał jej tytuł księżnej Albany oraz Jej królewskiej wysokości. Tytuły te nie dały Charlotte praw odziedziczenia po ojcu jego pretensji do tronu Anglii. Karol Edward zmarł w 1788 i został pochowany w bazylice katedralnej we Frascati, gdzie jego brat był biskupem. Po śmierci brata w 1807, ich prochy zostały razem pochowane w Bazylice św. Piotra na Watykanie, razem z prochami ich rodziców.
Maria Karolina Ferdynanda Luiza Burbon-Sycylijska, Księżna de Berry (1798–1870) - najstarsza córka Franciszka I Burbona, króla Obojga Sycylii i jego pierwszej żony, arcyksiężniczki Marii Klementyny Habsburg.
W 1816 poślubiła bratanka Ludwika XVIII, króla Francji - Karola Ferdynanda, księcia Berry. Para miała dwoje dzieci:
Ludwikę Marię Teresę (1819-1864), żonę kuzyna Karola III, księcia Parmy,
Henryka Pogrobowca (1820-1883), pretendenta do tronu Francji, męża Marii Teresy Habsburg-Este.
Karolina była bardzo ważną postacią podczas restauracji Burbonów na tronie, po tym jak jej mąż został zamordowany w 1820. Jej syn - Henryk, hrabia Chambord został nazwany "cudownym dzieckiem", ponieważ urodził się jako pogrobowiec. Był on ostatnim potomkiem Ludwika XIV w prostej linii, a po jego bezdzietnej śmierci główna linia Burbonów wygasła. W swoim zamku w Rosny, Karolina zgromadziła pokaźną bibliotekę, która w całości została sprzedana po 1830. Karolina patronowała artystom np. kompozytorowi Gioacchino Rossini, a po tym jak na dworze zaprezentowali sie komedianci z teatru du Gymnase, Karolina sprawowała patronat również nad ich teatrem, który znany był jako théâtre de Madame do 1830.W 1824 zmarł Ludwik XVIII, na tronie zastąpił go teść Karoliny - Karol X. W 1830, Karol X został zmuszony do opuszczenia Francji razem z całą rodziną. Karolina musiała uciec razem z nimi i powróciła do swojej rodziny w Neapolu. Później z pomocą Emmanuela Ludwika Marii de Guignard, vicehrabiego de Saint Priest, próbowała przywrócić władzę głównej linii Burbonów, podczas rządów bocznej linii orleańskiej (Ludwik Filip I panował w latach 1830-1848). Wywołała powstanie rojalistów w Wandei w 1832, ale poniosło ono klęskę. Karolina została aresztowana i uwięziona w zamku Blaye, w listopadzie 1832. Wypuszczono ją w czerwcu 1833, po tym jak urodziła córkę i wyjawiła, że 14 grudnia 1831 w Rzymie potajemnie poślubiła włoskiego szlachcica - Ettore Lucchesi-Palli, księcia di Campofranco i księcia della Grazia. Po skandalu Karolina została uwolniona i skompromitowana udała się do ojczyzny. Potem jeszcze wiele podróżowała i często zmieniała miejsce zamieszkania.
Oboje w swoim życiu doświadczyli wielkiego wyzwania ducha- porwali sobą ludzi. Porwali ich serca..ale nie wyszło. Nie podnieśli się z klęski... nie zginęli na polu bitwy zapisując swoją krwią testamentu dla następców....ocaleli...by umrzeć. By umrzeć jako ludzie...tylko od czasu do czasu wspominając czasy heroiczne.
Co czynić?.... wiara ma szanse porwać każde życie. Każde choćby jeden raz w życiu...
W ostatnich dniach w toruńskim środowisku akademickim zrobiło się głośno o sprawie prof. Kusa. Otóż ów człowiek przyznał się do współpracy z SB w początkach swojej kariery naukowej. Teraz ze wszech stron słyszy się nawoływania do rozgrzeszenia wręcz tej postaci z tego niegodnego czynu, gdyż sam się przecież przyznał, nie zrobił nikomu krzywdy, sławny profesor, znany astronom, zrobił to z miłości do nauki, etc, etc...; no po prostu wzór cnót i ideałów!! Jak widzę studentów astronomii którzy niepatrząca na to, że ów człowiek ROZBIŁ W PROCH KARIERY NAUKOWE INNYCH - być może zdolniejszych od siebie- UNIEMOŻLIWIAJĄC IM POPRZEZ SWOJE DONOSY ROZWÓJ KARIER NAUKOWYCH, A CZASEM UTRATĘ ŚRODKÓW DO ŻYCIA wydaje mi się iż oni również są na podobnej stopie jak profesor Kus. Po prostu boją się utraty jednego, bądź co bądź z czołowych astronomów przez nasz Uniwersytet, a przez to zagrożenie istnienia ośrodka naukowego. Ale co jest ważniejsze- prawda...czy stołek? Davila pisał że Uniwersytety są miejscami gdzie młodzi ludzie powinni się nauczyć milczeć. I tu mu trzeba przyznać rację. Bo przecież honor jest wartością bezcenną. Nie wolno go kłaść na ołtarzu nauki.
Gdyby ów człowiek niebyłby profesorem pewnie nie było by tej całej afery- ot...kolejny donosiciel, kapuś etc. Ale że jest jak jest....daje do rozwarzenia fragment satyry I. Krasickiego...zmieńmy kradzież na donos....i będzie jak ulał.
,,Gdy nie patrzy, kto czyni, lecz o co rzecz chodzi,
Wszystko zwie po imieniu: Piotr kradł, więc Piotr złodziej
To prawda, lecz niegrzeczna, wyraz zbyt dosadnie.
Jakże to pięknie nazwać, kiedy Piotr ukradnie?
Można prawdę powiedzieć, ale tonem grzecznym:
Piotr się wsławił w rzemiośle trochę niebezpiecznym,
Piotr zażył, a nie swoje, kunsztownie pożyczył.
Zgoła tyle sposobów grzecznych będziesz liczył,
Tak fałsz będziesz uwieńczał, do prawdy sposobił,
Że na to wreszcie wyjdzie: Piotr kradł, dobrze zrobił."
Może to tylko podanie, może coś więcej...; Pozostaje historia okryta płaszczem tajemnicy.
Kraj daleki i nie zrozumiały. Jak człowiek który się zakocha..; Kraj przytłaczających odległości. Odrębny świat, gdzie dobro i zło mają posmak absurdu i jakże często bywają często sprowadzane do absurdu.
Mroki średniowiecza. Dawne czasy, o których zapomniano. Wielkie miasto otoczone murami. Wyrastają nad nim baszty i cerkiewne kopuły. Lśni z daleka złoto krucyfiksów wieńczących dachy świątyń! Wokół lasy i ludzie o szczególnej, prostej urodzie, a dalej już tylko step;
Zamek wybudowany przez Wielkiego Kniazia. Do wysoko sklepionej komnaty sączy się przez kolorowe szybki okien gęste i przyćmione światło. Stary człowiek na wyłożonym złotogłowiem posłaniu, obok niego chłopiec. Z cichym skwierczeniem płoną świece. Światło wędruje w głąb komnaty i rozjaśnia czerń ikon, ożywiając grupy świętych, dając migotliwe wrażenie ruchu.
Za chwilę święty Michał zatańczy na rumaku pośrodku komnaty a chór świętych zanuci Hospody pomyłuj...; Lśnią złote aureole. Płoną świece.
Nie minie godzina i nad miastem zapadnie zmrok. Po północy pośród nocy dzwon wieszczący śmierć Kniazia Rusi. Chłopiec pyta o dzwon...; Święty Michał Obrońca harcuje po komnacie i złotą szablą wycina hordy demonów. Lśnienie aureoli staje się jaśniejsze od światła słonecznego. Starzec, jeśli coś wie zabierze tajemnicę do grobu...legenda trafia do kronik.
Wieki średnie. Wielki Kniaź buduje monastyr nad wielką rzeką. Wiele lat później w tym monastyrze mam być pochowany wielki poeta Tej ziemi.
Monastyr to pomnik, strażnik ludzkiej dumy. Hołd ale tez wyzwanie dla Boga twórcy tego co wielkie. Bóg jest nieogarniony jak Ziemia, jak Ruś...; Kniaź o tym wie i bez należytej pokory chce tego dowieść. Dlatego buduje monastyr. Sprowadza najlepszych architektów, opłaca budowniczych. Tysiące poddanych gną karki przy budowie świątyni. Zakonnicy odprawiają nieustannie modły do Pana; o pomyślność budowy, o ostateczny sukces ludzkiego starania.
W gotowych już nawach brzmią cerkiewne churały. Płoną tysiące świec i oliwnych kaganków. Kniaź czyni zakonników odpowiedzialnymi za dzieło. Daje im swoje słowo, a słowo Kniazia znaczy: stań się!
Wybudowano już nawy i pokryto kopułą. Rosną wierze, dzwonnic; odlewany jest dzwon. Dzwon będzie największym dzwonem, jaki widziały ludzkie oczy. Już gotowy ma być zawieszony u szczytu dzwonnicy.
Z niewypowiedzianym trudem setki ramion podnoszą go do góry. Kiedy już wisi jeden z zakonników uderza weń na próbę- dzwon jednak milczy. Nie wydaje brzmienia..;
Serce z brązu nie potrafi rozbudzić w nim życia, dać mu melodii, której oczekiwano. Ludwisarze musieli popełnić jakiś błąd. Dzwon nie jest pęknięty.
Stop jakiego użyto, zgadza się z najlepszymi recepturami.
-Brak mu duszy-mówią zakonnicy.
-Ciąża mu głowy wrogów Kniazia- powtarza się miedzy ludem.
Dzwonnica stoi na stromym brzegu rzeki. Przepływający tędy rybacy żegnają się nabożnie na jej widok.
Kniaź chce słyszeć bicie dzwonu, a słowo Kniazia znaczy: stań się!
Budowniczowie mówią:
-Dzwon trzeba zrzucić na dół, rozbić, przetopić i odlać na nowo. Potem znów zawiesić.
Ale Kniaź chce słyszeć bicie dzwonu. Rusza na wyprawę wojenną. Kiedy wróci- dzwon ma wieści jego powrót. Mnisi modlą się do Boga o pomoc. Nikt z ludzi nie poradzi. Budowniczowie i zakonnicy dadzą głowy.
Modły trwają cała noc. Znów brzmią cerkiewne chorały, wosk świec topi się u wrót tajemnej głębi ikon. Bóg nie zsyła anioła; święty Michał trzyma na wodzy swoje hufce. Święty Jerzy zapomniał o wyznawcach i walczy gdzieś w świecie ze złem wcielonym w jadowitego smoka.
O świcie ma wrócić Kniaź. Powiadomił o swoim powrocie przez umyślnego. Przed świtem zakonnicy opuszczają klasztor. Zostaje tylko Igumen, człowiek święty i uczony. Ma wiele lat i tyleż ksiąg w pamięci. Nie boi się gwałtowności Kniazia i pokłada ufność w Panu.
Modli się całą noc, leżąc krzyżem u stup dzwonu.
Czeka na cud. Ramiona pańskie są wszechmocne, wielkość pańskiej łaski jest nieograniczona. Jak Ruś, jak ludzka pycha.
Zostaje mu tylko wiara, śni.
Następnego dnia o świcie, wyprzedzając zastępy kniaziowych rycerzy, wyprzedzając szczekanie psów i łoskot dudniących w nadwołżańskiej mgle bębnów – dzwon się odzywa. Bije tryumfalnie w nieboskłon i niesie wieść o chwale Pana, o chwale jego Syna- Człowieka. Dźwięk żywego brązu jest radosny, przeczysty, rozchodzi się daleko wzdłuż brzegów rzeki, nad którą postawiono monastyr. Budzą się ptaki i radośnie krążą wśród drzew. Jaskółki śmigają jak tatarskie strzały wokół dzwonnicy. Rozproszeni zakonnicy powracają w mury świątyni. Kniaź obdarowuje suto przybytek i wzywa Igumena.
Zakonnicy znajdują go u stup dzwonu. Jest oniemiały, leży bezwładnie na powale i chwytając za rękaw, usiłuje coś powiedzieć pierwszemu z braci. Ma martwe oczy choć widzi. Nie odzywa się.
Sprowadzają go na dół. Wygląda jak człowiek, z którego wyjęto kości. Półprzytomny, jakby nieświadomy czynów i słów.
-Cud, cud- powtarza się w całej Rusi. Lud snuje coraz to nowe legendy. Mówi się o Żydzie, którego widziano, jak wymykał się nocą z dzwonnicy; miał gliniane ręce i odzywał się głosem psa.
Po miastach i wsiach wędruje ślepiec, o którym powiadają że podpatrując modlitwę Igumena- oślepł.
-Widziałem...-powiada ludziom i nie kończy, a z jego wyblakłych oczu płyną wielkie jak groch łzy.
Gdy bije dzwon, milknie Ruś cała i słuchają wszyscy weź wyjątku: książęta, popi, bojarzy, lud prosty i niewolnicy.
Gdy bije dzwon, zamiera słońce i chmury przestają płynąć po niebie.
Gdy bije dzwon, na nieboskłonie pojawia się świetlisty rycerz; a jego zbroja jaśnieje diamentową poświatą wszystkich gwiazd niebieskich. Mknie na siwym rumaku z podniesioną wysoko brylantową włócznią i rozpierzchają się chmury, w szczelinie zaś uchylonego nieba widać niebieskie zastęp, chóry archaniołów i tron samego Boga.
Igumen pozostaje do końca życia w swej celi. Nigdy jej nie opuszcza. Umiera dwa lata późnie, nie wypowiedziawszy ni słowa.
Przed śmiercią odwiedza go Kniaź. Po wielu latach, już na łożu śmierci opowiada wnukowi, że zamknąwszy się w celi z Igumenem., był świadkiem, jak ten zasłonił ręką usta i nakreślił w powietrzu potrójny znak krzyża, jak by chciał powiedzieć ,, Nie wolno mi...”
Tajemnicę dzwonu próbują rozwikłać najwięksi inżynierowie. Rozkładają ręce i też mówią o cudzie.
Potem wszystko rozpada się w pył.
Znika z wysokiego brzegu wielkiej rzeki monastyr, o dzwonie ludzie zapominają. Groby budowniczych wietrzeją w stepie. Wiatr rozsiewa kurhany. Legenda coraz rzadziej powraca w pieśniach. Umiera jej ślad w ludzkiej pamięci. Zostaje pustka i milczenie.
Tak jak milczenie oszalałego Nietzsche’go, który wieziony pociągiem z Turynu do Bazylei śpiewał cicho w tunelu Gottarda:
2 Swiaty...; dobro i zło. Zastanawiam się czy nasza kultura nie powinna się opleść wokół tej cyfry. Bo taki jest świat- ma zawsze dwie połowy. Taka smutna refleksja naszła mnie po ostatniej wizycie w jednym z klubów studenckich...; W środku świetna zabawa, młodzi studenci, fajna muzyka, ogólnie bardzo sympatycznie... podczas gdy na zewnątrz? Łysi ,,ochroniarze" w najbardziej wyszukanej ,miejskiej łacinie" kłócili się z innymi podchmielonymi jegomościami. A zaraz obok jakaś dziewczyna podtrzymywała ledwie przytomnego, wymiotującego kolegę.
Taki świat- taka rzeczywistość. Czy uciekać stąd? Porzucić bez walki świat uznając że i tak nie da się nic zrobić. Że współcześni ludzie w przewarzającej większości noszą w sobie najgorszy z genów- gen ludzkiego łajdactwa...; Świet wydaje się kąpać w swoim samozadowoleniu, braku elementarnej pokory...; rzadko kiedy widzimy nawet by ktoś przyznał się do błędu- przeciez lepiej brnąc w zaparte. Chciałbym kiedyś napisać że spotkałem dobrego człowieka- kogoś kto jest naprawdę wart swego człowieczeństwa. Kogoś kto naprawde jest wstanie ocenić rzeczywistość taką jaka jest. Ale może to są bajki. Bajki i ballady które czyta się dzieciom by szybko zasneły.. by miały piękne sny. By wydawało się im jak francuskiemu rybakowi..,,Widziałem khula..." Kiedyś ludzie
Kiedyś mogło się służyć. Być wolnym człowiekiem- można było wybrać osobę której będzie się służylo. Król...; żeby być kochanym za nic, wystarczy być królem. Jedyny system rządów oparty na miłości. Króla do poddanych, poddanych do Króla. Łaska.. Tak naprawdę nigdy nie widziałem ołtarza z ktorego wnętrza bije błękitne światło. Nie istnieje taki być może. Ale naprawdę marzę że gdy któregoś dnia przejdę obok zapadłej do wewnątrz ze starości bazyliki...oślepi mnie to światło..
[Cud, cud...jak bym nie miał nic lepszego do roboty] Pius X
Duszą i ciałem oddany...;
[16 X 2008]... bo umrzeć łatwo- żyć jest trudno ...
...Pana Boga jest to że dał człowiekowi pamięć...;
A oto raz nocą, obudził Szaman Anhellego mówiąc mu: Nie spij, ale chodź ze mną, albowiem są rzeczy ważne na pustyni.
Wdziawszy więc białą szatę Anhelli udał się za starcem, i szli przy blasku gwiazd.
Niedaleko więc zaszedłszy ujrzeli obóz cały małych dzieciątek i pacholąt gnanych na Sybir, które odpoczywały przy ogniu.
A we środku gromadki siedział pop na tatarskim koniu, mający u siodła dwa kosze z chlebem.
I zaczął owe dzieciątka nauczać podług nowéj wiary ruskiej i podług nowego katechizmu.
I pytał dzieci o rzeczy niegodne, a pacholęta odpowiadały mu przymilając się, albowiem miał u siodła kosze z chlebem i mógł je nakarmić; a były głodne.
Więc obróciwszy się ku Anhellemu Szaman rzekł: Powiedz! nie przebrałże miary ten ksiądz zasiewając złe ziarno i każąc czystość dusz tych maleńkich?
Oto zapomniały już płakać po matkach swoich i tu się wdzięczą do chleba jak małe szczeniątka; szczekając rzeczy złe i które są przeciwko wierze.
Powiadając, że car jest głową wiary i że w nim jest Bóg i że nic nie może rozkazać przeciwko Duchowi świętemu, nakazując nawet rzeczy podobne zbrodniom, albowiem w>nim jest Duch święty.
Użyję więc przeciwko temu księdzu ognia niebieskiego, aby go spalić, i stracę go w oczach dzieciątek.
A skoro wyrzekł Szaman słowo przekleństwa, zapalił się ów pop na koniu, i wyszły mu z piersi płomienie, które się złączyły w powietrzu nad głową.
I przelękniony koń unosić go zaczął po stepie palącego się; a potem wzdrygnąwszy się zrzucił z siebie węgiel siedzący na siodle do ostatka.
A oto na owem próchnie człowieka chodziły skry..... jak owe iskierki, które są na spalonym papierze błędne i snujące się w różne strony.
Przybliżywszy się więc Szaman ku dzieciątkom rzekł: Nie lękajcie się; Bóg z wami.
Summorum Pontificum...i co dalej? Mamy dokument, mamy błogosławieństwo Ojca Świętego, opiekę komisji Ecclesia Dei, kilka stoważyszeń na prawie papiskim celebrujących Mszę ,,trydencką",kilkunastu(?) kapłanów w Polsce którzy pragną celebrować Najświętszą Ofiarę w tymże rycie nadzwyczajnym. Do tego dochodzi grupa ministantów, i może kilkuset wiernych. Fajnie. Naprawdę jest się z czego cieszyć bo na początku Apostołów było 12. Nie ma tu żadnego sarkazmu. Po czasach najazdów barbażyńskich na Cesarstwo Zachodnie, płomień kultury rzymskiej i chrześcijaństwa tlił się jedynie w kilku benedyktyńskich opactwach. Gdyby nie duch św. Augustyna i wysiłek tych ,,bożych herosów" w mnisich habitach, byćmoże dziś byśmy byli w najlepszym razie Arianami...albo też czcili Tygława i Swarożyca. Ale wracając do tematu- nie chce pisać o tym co by tu zrobić by wspaniała starożytna liturgia znów rozkwitła wielkim blaskiem, by Kościoły były pełne ludu po łacinie spiewającego psalmy.Bądzmy szczerzy-TE CZASY SĄ STRACONE! Nie ma powrotu do średniowiecza. Z przykrością trzeba to podkreślić. Uważam jednak że ,,BÓG WSZECHMOGĄCY A FORTUNA ZMIENNA".I może stanie się dokładnie odwrotnie niż napisałem. Ale puki co sprawa wygląda tak a nie inaczej. Trzeba raczej umacniać przyczółki niż zdobywać nowe terytoria. Z moich własnych doświadczeń wynika że tradsi są czasem takim zamkniętym środowiskiem które skupia się na tym by uczestniczyć tylko w wyścielaniu swojego gniazda. A reszta zrobi się sama. Tymczasem wiele osób w lokalnym Kościele nie wie nawet że taka Msza Święta jest celebrowana w okolicy. Nie tyle że się tym nie interesują...ale po prostu nie wiedzą. Dlatego trzeba zrobić wszystko by im to pokazać. Powiedzieć , ,,Hej- w Kościele pw. św.X jest Msza Święta taka jak przed soborem. Choć i zobacz". Warto po prostu ZAREKLAMOWAĆ MSZĘ. Może to brzmi bardzo płytko...ale wydaje mi się że warto spróbować. Kwestią kolejną jest wyjaśnienie ,,ludziom z ulicy" o co tu idzie. Bo nie łudzmy się- człowiek który pierwszy raz przyjdzie na Mszę Świętą w rycie nadzwyczajnym nie zrozumie z tego nic. Mam tu na myśli osobę która naprawdę przyjdzie na Mszę Świętą...a nie osobę która przyjdzie ,,bo rodzice, wujek, ciotka kazali". Naprawdę- są ludzie którzy nie siedzą w neci, nie są fascynatami Rytu...ale chcą się pobożnie pomodlić..;
....że też jeszcze istnieje. To chyba największa niespodzianka tych 25 lat...; że zdołałem się aż tak zmienić. Ale nie czuję się jakiś stary. Niektórzy sądzą że ja liczę czas w tysiącleciach. To nie prawda. Jak każdy chcę żyć. Chcę cieszyć się...i chce dobrze przeżyć swoje życie. W prawdzie- w nadziei że jutro być może będzie koniec świata. Radosna perspektywa. Radosne spojrzenie na życie z perspektywy czasu. Przepraszam wszystkich których zraniłem...; przepraszam wszystkich którym kiedyś powiedziałem coś złego.. Dziękuję wam wszystkim, którzy pomogli mi iść w stronę dobra. 25...; A więc według wszystkich obliczeń zostało mi jakieś 8 lat..:). A to co będzie za 8 lat...?...BĘDZIE:)...
Są czasem chwile gdy czas staje. Czasem nawet się cofa..i czasem..a czasem to nawet nie za bardzo łapie się o co chodzi. Ale co poradzić. To jest rzeczywistość w którą jakimś cudem pchnoł nas Bóg i w niej nijak istniejemy. Bo istnienie jest ciągłością. Owszem- może być tymczasowe..ale jest...i trwa. Co jednak gdy staje czas? Co jednak gdy chwile wracają. I ta nostalgia...; rodzaj tęsknoty.. pewna forma nienawiści w stosunku do czasu że pożarł chwile i już jej nie ma..; nie odzyskamy jej już nigdy..odjechał ostatni pociąg i do przyszłych wakacji stacja będzie zarastać krzewami. Każda istota jest jesienna.
Zmierzch wszedł cicho przez sień- twój profil jak cień rozpłynął się w mroku. Zmierzch, więc – chyba już czas – twój uśmiech mi zgasł i smutno jest wokół... Na zmierzch otworzę cichutko drzwi i nie zobaczysz, jak ciężko mi, jak bardzo ciężko mi iść, gdy zmierzch twą zakrył mi twarz i nie wiem czy masz w oczach żal czy może – zmierzch?
Jest między nami wiele ciszy i bardzo mało słów. Słów więcej boję się usłyszeć – powiedzieć: „Mów” ... Nie wiem, co się za ciszą kryje – nie wiem – czy wiedzieć chcesz. Więc może lepiej niech okryje słowa i ciszę zmierzch.....;
[...dawno, tak bardzo dawno że tego nie pamiętam..]
No to mleko się rozlało. Już nie tylko lewicująca La Repubblica, nie tylko Il Giornale, ale o totalnym bezhołowiu i anarchii wśród tak zwanych „znajdujących się'' w tak zwanej „pełnej'' tak zwanej „łączności'' ze Stolicą Apostolską duchownych trąbi już nawet Radio Watykańskie:
Wielu biskupów utrudnia wprowadzanie w życie dokumentu Benedykta XVI o korzystaniu z przedsoborowej liturgii – twierdzi sekretarz (Wiceprzewodniczący! - przyp. mój - Dextimus) Papieskiej Komisji Ecclesia Dei. Prał. Camille Perl uczestniczył we wtorek w sympozjum na temat papieskiego motu proprio Summorum Pontificum zorganizowanym pod patronatem watykańskiej dykasterii ds. tradycjonalistów przez stowarzyszenie Młodzi i Tradycja. W swoim wystąpieniu pokusił się o pierwszy bilans, w rok po wejściu w życie papieskiego dokumentu. Jak wynika z danych dykasterii, bilans ten jest ze wszech miar negatywny.
„We Włoszech większość biskupów, z nielicznymi godnymi uznania wyjątkami, utrudnia wprowadzanie w życie motu proprio o Mszy łacińskiej – stwierdził ks. Perl. – To samo trzeba powiedzieć o wielu zakonnych przełożonych generalnych, którzy zakazują swym kapłanom sprawowania Mszy św. według starego rytu”. Z jeszcze większą opozycją papieska decyzja spotkała się w Konferencji Episkopatu Niemiec, która wydała restrykcyjne i biurokratyczne rozporządzenie, utrudniające korzystanie z motu proprio. Zdaniem sekretarza papieskiej komisji taka postawa prowadzi jedynie do kolejnych konfrontacji wewnątrz Kościoła. „Na moim biurku rośnie sterta listów od wiernych z różnych stron świata, którzy wciąż jeszcze domagają się wprowadzenia w życie motu proprio” – powiedział prał. Perl.
Sekretarz Komisji Ecclesia Dei przyznaje, że realizacja papieskich postanowień w sprawie przedsoborowej liturgii napotyka na dwie obiektywne trudności. Z jednej strony istnieje całe pokolenie kapłanów, którzy zostali poddani indoktrynacji i sądzą, że dawna liturgia uległa po prostu przedawnieniu. Do sprawowania przedsoborowej Mszy nie są więc ani przygotowani, ani pozytywnie nastawieni. Z drugiej strony, są miejsca, gdzie brakuje powołań. Trudno więc sobie wyobrazić, że kapłan, który w niedzielę musi odprawić trzy Eucharystie, będzie miał ochotę na czwartą, po łacinie. Jak wynika z danych Papieskiej Komisji Ecclesia Dei, kraje, w których najczęściej sięga się po Mszał Jana XXIII, to Francja, Kanada, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Australia.
kb/ adn_kr
Kodeks Prawa Kanonicznego, Kan. 751 (...) schizmą [nazywa się]odmowę uznania zwierzchnictwa Biskupa Rzymskiego lub utrzymywania wspólnoty z członkami Kościoła, uznającymi to zwierzchnictwo
Jak nazwać biskupów, którzy uparcie i z premedytacją utrudniają swoim podwładnym kapłanom korzystania z ustawy kościelnej promulgowanej przez najwyższego prawodawcę, Ojca świętego? Jak nazwać kapłanów, którzy odmawiają wiernym sakramentów, które im się należą, jak psu buda?
[ZA http://breviarium.blogspot.com Napisał Dextimus dnia 18.9.08]
I rzekł Szaman: Oto już nie będziemy cudów okazywać, ani mocy Bożej, która w nas jest, ale płakać będziemy; bo zaszliśmy do ludzi, którzy nie widzą słońca. Ani nauk im dawać należy, bo ich więcej nauczyło nieszczęście; ani nadziei im dawać będziemy, bo nie uwierzą. W dekrecie, co je potępił, napisano było: na wieki!...
czwartek, 4 września 2008
Wybiorę więc jednego z nich i ukocham go jak syna, a umierając oddam mu ciężar mer, i większy ciężar, niż mogą unieść inni; aby w nim było odkupienie.I pokażę mu wszystkie nieszczęścia téj ziemi, a potem zostawię samego w ciemności wielkiej z brzemieniem myśli i tęsknot na sercu.To powiedziawszy przywołał do siebie młodzieńca imieniem Anhelli i położywszy na nim ręce wlał w niego miłość serdeczną dla ludzi i litość.
A obróciwszy się do gromady rzekł: Odejdę z tym młodzieńcem, abym mu pokazał wiele rzeczy bolesnych, a wy zostaniecie sami uczyć się, jak znosić głód, nędzę i smutek.
środa, 3 września 2008
Tak mówił rycerz, a Eloe powstawszy znad trupa rzekła:
Rycerzu, nie budź go, bo śpi.On był przeznaczony na ofiarę, nawet na ofiarę serca. Rycerzu, leć daléj, nie budź go.Jam jest w części odpowiedzialna, że serce jego nie było tak czyste jak dyjamentowe źródło, i tak wonne jak lilije wiosenne.To ciało do mnie należy, i to serce mojem było. Rycerzu, koń twój tentni, leć daléj!
I poleciał ów rycerz ognisty z szumem, jakoby burzy wielkiéj; a Eloe usiadła nad ciałem martwego.I uradowała się, że serce jego nie obudziło się na głos rycerza i że już spoczywał...
Z bożej łaski król Anglii, książę Normandii i Akwitanii, hrabia Andegawenii
Pieśń więzienna (Ryszard Lwie Serce, 1193-1195)
Ja nuls óm pres non dir? sa razon Adrachament, si com óm dolens non; Mas per conórt deu óm faire canson. Pro n'ai d'amis, mas paure son li don; Anta lur es si, per ma rezenson, Soi çai dos iv?rs pres.
Człowiek zamknięty we więzieniu złym Smutno śpiewa i smutny składa rym, Bo w smutkach może się pocieszać nim. Mam przyjaciół, lecz przyjaźń ich jak dym; Na okup skąpią. Hańba, bym dwie zim Był tak uwięzionym!
Oto, baroni moi, głoszę wszem: Wam z angielskich i wam z francuskich ziem; Najbiedniejszemu z druhów - dobrze wiem! - Gnić nie dałbym, przez skąpstwo, w lochu złem: Lecz wam wymawiać skąpstwa ani śmiem: Wszakże - uwięzionym.
Dobrze poznałem z teraźniejszych prób: Traci druhów, kto więzień albo trup. Biada mi! zapomniany wejdę w grób; Lecz im - hańba przypadnie jako łup, Gdy przez brak złota łamiąc dany ślub Wzgardzą uwięzionym
Nic mnie nie dziwi serca mego ból: Mój suzeren wszedł do mych miast i pól. Przysięgi pożarł niepamięci mól, Choć relikwią klął się wraz ze mną król. Lecz wkrótce mnie ujrzycie w innej z ról, Już nie uwięzionym.
O, hrabino! Bóg niech cię w pieczy ma: I damę mą, dla której oto ja Zawsze uwięzionym.
W naszym ludzkim bólu w zdumieniu odejściem, spróbuj chwycić szczęście ciepłem tamtych rąk, niecierpliwość spojrzeń minionych niestety, ujrzeć marność dążeń jak dobiec do mety.
To wcale nie wymagało wielkiego charakteru nasza odmowa niezgoda i upór mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku Tak smaku w którym są włókna duszy i chrząstki sumienia
Kto wie gdyby nas lepiej i piękniej kuszono słano kobiety różowe płaskie jak opłatek lub fantastyczne twory z obrazów Hieronima Boscha lecz piekło w tym czasie było jakie mokry dół zaułek morderców barak nazwany pałacem sprawiedliwości samogonny Mefisto w leninowskiej kurtce posyłał w teren wnuczęta Aurory chłopców o twarzach ziemniaczanych bardzo brzydkie dziewczyny o czerwonych rękach
Zaiste ich retoryka była aż nazbyt parciana (Marek Tulliusz obracał się w grobie) łańcuchy tautologii parę pojęć jak cepy dialektyka oprawców żadnej dyskryminacji w rozumowaniu składnia pozbawiona urody koniunktiwu
Tak więc estetyka może być pomocna w życiu nie należy zaniedbywać nauki o pięknie
Zanim zgłosimy akces trzeba pilnie badać kształt architektury rytm bębnów i piszczałek kolory oficjalne nikczemny rytuał pogrzebów
To wcale nie wymagało wielkiego charakteru mieliśmy odrobinę niezbędnej odwagi lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku Tak smaku który każe wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo choćby za to miał spaść bezcenny kapitel ciała głowa
Droga. Myśl o drodze jest- a przynajmniej zdaje się początkiem wszystkiego. Bo gdy się rodzimy już gnamy do przodu..byle dalej, byle dziś, byle jutro.
Myśl o drodze nie jest czymś jednostkowym. Droga jest w każdym z nas.. każde stworzenie mimowolnie szuka ścieżki którą może isć. Nie ma znaczenia co jest tą drogą...; Któregoś dnia można zdać sobie sprawę że droga jest zła. Że może niewłasciwa. Ze lepiej było iść inną. Jednak nigdy nie warto się zatrzymywać. Nie wolno. Bo taka jest droga. Próbujemy dorównać sobie samemu. Bo droga idzie w dół lub do góry. Nigdy nie zdamy sobie sprawy z Tego że mamy tak naprawdę wszyscy jedną drogę. A ona prowadzi do dokładnie jednego punktu.
Człowiek zagładę nosi w duszy- wystarczy go przerazić.
...i dlatego wciąż jeszcze istnieje. Choć pęd próżny toczę to dla mnie lepsze. Któregoś dnia być może uznam że to nie ma sensu. Że zmarnowałem czas który został mi dany. Jednak teraz w to nie wierzę. Wierzę tylko w jedno. Wierzę że ja to ja. Że istnieje Tajemnica która kiedyś przed wiekami nadała sens temu wszystkiemu. Nie zadaję pytań. Może dlatego że były by pozbawione sensu. Mi wystarczy trwać. Być nijako strażnikiem nieistniejącej może, a może tylko zatopionej kaplicy. Nie ma w niej już nic. Ale to bez znaczenia. Desygnaty nigdy też nie istniały. Nie jestem i nie byłem panem sytuacji. Tylko falą na bezmiernym oceanie milczenia. Cisza...cisza...;
Nigdy nie zapytałem tego co był przede mną dlaczego właśnie ja. I tak nic by nie odpowiedział. Jak splecione ogniwa łańcucha...ciąża ku ziemi..a jeden nie wie nic o poprzednim. Ale wiszą..i utwierdza je tajemnica...
Ja nie chce. Tesknie...; ..ale za kimś kogo nie ma...kogo nie było i nie będzie. Pozostała mi tylko nadzieja że nie zgubię nigdy jedynego symbolu łączącego mnie z nieistniejącym już światem. Świadomość i tak szlag trafi któregoś dnia. I oby do tego czasu Słońce nie zaszło.
......tylko spłowiały góry tynk...
......tylko słoneczne sny kochanków coraz jaśniejsze z każdym dniem...;
niedziela, 17 sierpnia 2008
Mrzeżyno- kilkaset metrów od brzegu 14/07/2008, g.19.30 ...
Komórkom tkankom plastrom miodu żyłkom na liściu pajęczynom Wszystkim strukturom kryształowym w sposób ten sam i żyć i ginąć! Każde poczuje unerwienie ten ból na wskroś duszności atak Gdy się rozłazi ciało ziemi pod czarnym palcem antyświata!
....BASTA!!!!!!!!!!!!
już na zawszę należę, już na zawsze wybrałem. TAK- Tobie powierzyłem moje życie i w Twoje ręce składam moją nadzieję.
Ginie niewysłowiona myśl, A pamięć ginie razem z ciałem. O tym, coś widział - mów i pisz! - Nic nie widziałem, zapomniałem. [...Więc znowu kiedyś tłumy widm Minione nam przypomną zdrady, Znowu rozważnym - kurz, jak wstyd Zakryje - puste - dno szuflady...]
Anioł szedł, szedł przez mgłę, mówię - tak! A on - nie! I zauroczył. Teraz co? nonny-ho! Kruchy świat, kruche szkło. Teraz co? nonny-ho! Kruchy świat, kruche szkło. No i łzy - a! to ty? Szkoda mi, byłyby i brzoskwinie. Biały ptak, a tu tak: czarny mak, ciemny smak - jak po winie. Teraz co? ... ... maski i instrumenty...
An Altarpiece of St Peter Martyr
-
For the feast of St Peter Martyr, here are some pictures of a particularly
elaborate altarpiece dedicated to him. This was originally painted for the
churc...
Już wkrótce nowy mszalik dla wiernych
-
Pierwsza połowa XX w. to silnie rozwijający się Ruch Liturgiczny. Jego
cechą jest m.in. popularyzowanie mszału rzymskiego aby jego teksty były
dostępne wie...
Anglikanie zapuszczają brody
-
Najprzewielebniejszy dr Richard Chartres, który piastuje urząd
anglikańskiego ordynariusza Londynu, publicznie pochwalił proboszczów z
East Endu za to, ż...
Nicolás Gómez Dávila jest jednym z najbardziej oryginalnych myślicieli XX wieku. W świecie współczesnym pełni rolę filozofa - pisarza, który w niepowtarzalnym stylu ożywia dziedzictwo greckie i ducha Chartres. Nie jest on głosem swojej epoki, ani wyrazicielem teraźniejszości, ale można go nazwać Bożym samotnikiem, aniołem uwięzionym w czasie...
Nicolás Gómez Dávila "Nowescholia I do tekstuimplicite", tłum. Krzysztof Urbanek, Furta Sacra, Warszawa 2007. (stron 193, oprawa twarda, z wkładką ze zdjęciem autora na papierze kredowym)
38 PLN (cena jednego egzemplarza i koszty wysyłki przesyłką zwykłą) 40 PLN (cena jednego egzemplarza i koszty wysyłki przesyłką poleconą) http://furtasacra.pl
MOTTO
....Trudno uwierzyć, że pośród popiołów - Gdzie strach pozostał i buduje schrony Żyje dziwaczne plemię półaniołów Już nie wielbionych jeszcze nie strąconych...