piątek, 14 marca 2008

Spojrz mi w oczy...



No co?....

niedziela, 9 marca 2008

Skrajna depresja antorpologiczna...




,,Homo homini lupus"... podobno..;
W zasadzie chyba pomyliłem światy. To nie świat się pomylił.. to po prostu nie mój czas. Może za jakieś 200 czy 300 lata..; kto wie. Ja już dawno nie idę z biegiem rzeki. Sprobowałem się mu przeciwstawić ale nie dałem rady- nie z powodu słabości fizycznej. Siły mam dość. Ale z powodu tego że ktoś kiedyś zatruł zródła. Ja natomiast przeciwnie -Nie usiłuje zatruć źródeł, lecz pokazać ze są zatrute. To wszystko.

Wydaje się ze historia sprowadza się do dwóch naprzemiennych okresów: gwałtownego doświadczenia religijnego, które proponuje nowy typ człowieka, i powolnego procesu demontażu tego typu... zastanawiam się ile tego zostało jeszcze w moich czasach..dziś...a może już rozkopuje sie nagą ziemię....a może demoluje się statuę którą kilkadziesiąt lat temu ustawiono na podobieństwo dawnego człowieka?... i maluje się ją każdego dnia w inny kolor. Nie wiem...;


Religia nie jest ani wnioskiem z rozumowania, ani wymogiem etycznym, ani stanem wrażliwości, ani instynktem, ani produktem społecznym.

Religia nie ma źródeł w człowieku...i to wszystko...i nic więcej.

i to jest jeszcze coś co nie pozwala mi się wstydzić mojego człowieczeństwa. BASTA!!!!...

Gdy zgwałcili mi żonę - sławię słodycz jej ciała
Braci synów już nie ma - ja wciąż z nimi rozmawiam
Roztrzaskali domostwo - ja kamienie całuję
Zawlekli mnie na śmietnik - w słońce się wpatruję
Zmiażdżyli mi podbrzusze - miłość nie da się zgubić
Wyszarpali mi język - więc palcami coś mówię
Wykłuli mi źrenice - myśl się z myślą zaplata
Dzięki Ci Boże! Stworzyłeś najpiękniejszy ze światów...




tak...
...encore...

BASTA...
DOŚĆ...


Róża..


Jak kiedyś
jak dziś..

Skacz..


ENCORE!!

Czym się różni monarchia od demokracji

Nonsens to, a jednak prawda: miłośnicy demokracji chętnie widzą w monarchistach ludzi o wielkich ambicjach – nierzadko wręcz sięgających tronu.
Zdarzyło się to nawet pewnemu profesorowi (a więc, teoretycznie przynajmniej, osobie wykształconej i niegłupiej), który w szyderczym artykule imputował wolę koronowania się pewnemu monarchiście.

Jest to bezmyślne przełożenie idei demokratycznej na „monarchistyczne realia” – wszak to demokracja zakłada równość obywateli i to, że „każdy może” być głową państwa, a co najmniej parlamentarzystą. Głęboko jest też osadzona w świadomości ludzkiej powszechność życia politycznego – i nie mieści się w głowach, by polityka miała przestać powszechną być. Słowem – jeżeli już demokrata wyobrazi sobie monarchię, będzie ją widział na obraz i podobieństwo egalitarnej demokracji.

Tymczasem fundamentalna różnica pomiędzy monarchistą a demokratą jest taka, że monarchista nie chce rządzić, a chce być rządzony – podczas gdy z demokratą jest dokładnie na odwrót. Monarchista uznaje hierarchię i swoje w niej miejsce, demokrata, hierarchii nie uznając, kontentuje się zarazem nie tyle nawet cząstką, co iluzją rządzenia, jaką daje mu udział w demokratycznych wyborach – i w zamian za tę iluzję oddaje rządzącym władzę nieporównanie większą od królewskiej. Cieszy się jednak, kiedy jego władcy odwołują się do niego i na każdym kroku podkreślają, że właściwie niczym się od niego nie różnią. Monarchista tymczasem rad by się całkiem nie udzielał politycznie i rad by widział majestat władcy – będąc za to panem (królem) we własnym domu.

Podobnym nonsensem jest także mniemanie, bardzo powszechne u tych, którzy o monarchii nie mają zielonego pojęcia, że życie króla jest usłane płatkami róż. Że monarcha nic innego nie robi, jak tylko pławi się w rozkoszach tego świata. Tymczasem skoro władca ma rzeczywistą władzę (a nie piszę tutaj przecież o Elżbiecie II czy Janie Karolu…); skoro stoi na szczycie hierarchii – jakąż ogromną dźwiga odpowiedzialność! O, zaprawdę – „klawe” miał życie „cysorz” Franciszek Józef! Abstrahując już od tego, że w tragicznych okolicznościach stracił ogromną część rodziny i przeżyć musiał tak wiele tragedii osobistych; nie było żadnej kawy do łóżka! Franz-Jozef wstawał o godzinie czwartej i harował do wieczora. Jakże klawe miał życie jego następca, błogosławiony cesarz Karol! Po dwóch latach rządów został wygnany – i zmarł na obczyźnie, w ubóstwie. Tylko ludzie kompletnie zaślepieni (nienawiścią? niewiedzą?) mogą twierdzić, że jego decyzja o niezrzeczeniu się korony miała cokolwiek wspólnego z kurczowym trzymaniem się stołków przez współczesnych polityków.

Istotą monarchii jest pokora. Pokora ludu, który nie pcha się tam, gdzie nie powinien (to znaczy do władzy), a zarazem pokora władcy: wobec prawa, wobec tradycji, a nade wszystko – wobec Boga. Egalitarna demokracja zasadza się na pysze. Na pysze rządzących, którzy nie uznają żadnej zwierzchności nad sobą oraz na pysze wyborców, którzy chcą mieć – choćby złudną – świadomość „współdecydowania”.


//Tekst za: http://www.waszkiewicz.salon24.pl/64240,index.html //