piątek, 28 grudnia 2007

Opowiadanie



















Może to tylko podanie, może cos więcej...; Pozostaje historia okryta płaszczem tajemnicy.

Kraj daleki i nie zrozumiały. Jak człowiek który się zakocha..; Kraj przytłaczających odległości. Odrębny świat, gdzie dobro i zło mają posmak absurdu i jakże często bywają często sprowadzane do absurdu.

Mroki średniowiecza. Dawne czasy, o których zapomniano. Wielkie miasto otoczone murami. Wyrastają nad nim baszty i cerkiewne kopuły. Lśni z daleka złoto krucyfiksów wieńczących dachy świątyń! Wokół lasy i ludzie o szczególnej, prostej urodzie, a dalej już tylko step;

Zamek wybudowany przez Wielkiego Kniazia. Do wysoko sklepionej komnaty sączy się przez kolorowe szybki okien gęste i przyćmione światło. Stary człowiek na wyłożonym złotogłowiem posłaniu, obok niego chłopiec. Z cichym skwierczeniem płoną świece. Światło wędruje w głąb komnaty i rozjaśnia czerń ikon, ożywiając grupy świętych, dając migotliwe wrażenie ruchu.

Za chwilę święty Michał zatańczy na rumaku pośrodku komnaty a chór świętych zanuci Hospody pomyłuj...; Lśnią złote aureole. Płoną świece.

Nie minie godzina i nad miastem zapadnie zmrok. Po północy pośród nocy dzwon wieszczący śmierć Kniazia Rusi. Chłopiec pyta o dzwon...; Święty Michał Obrońca harcuje po komnacie i złotą szablą wycina hordy demonów. Lśnienie aureoli staje się jaśniejsze od światła słonecznego. Starzec, jeśli coś wie zabierze tajemnicę do grobu...legenda trafia do kronik.

Wieki średnie. Wielki Kniaź buduje monastyr nad wielką rzeką. Wiele lat później w tym monastyrze mam być pochowany wielki poeta Tej ziemi.

Monastyr to pomnik, strażnik ludzkiej dumy. Hołd ale tez wyzwanie dla Boga twórcy tego co wielkie. Bóg jest nieogarniony jak Ziemia, jak Ruś...; Kniaź o tym wie i bez należytej pokory chce tego dowieść. Dlatego buduje monastyr. Sprowadza najlepszych architektów, opłaca budowniczych. Tysiące poddanych gną karki przy budowie świątyni. Zakonnicy odprawiają nieustannie modły do Pana; o pomyślność budowy, o ostateczny sukces ludzkiego starania.

W gotowych już nawach brzmią cerkiewne churały. Płoną tysiące świec i oliwnych kaganków. Kniaź czyni zakonników odpowiedzialnymi za dzieło. Daje im swoje słowo, a słowo Kniazia znaczy: stań się!

Wybudowano już nawy i pokryto kopułą. Rosną wierze, dzwonnic; odlewany jest dzwon. Dzwon będzie największym dzwonem, jaki widziały ludzkie oczy. Już gotowy ma być zawieszony u szczytu dzwonnicy.

Z niewypowiedzianym trudem setki ramion podnoszą go do góry. Kiedy już wisi jeden z zakonników uderza weń na próbę- dzwon jednak milczy. Nie wydaje brzmienia..;

Serce z brązu nie potrafi rozbudzić w nim życia, dać mu melodii, której oczekiwano. Ludwisarze musieli popełnić jakiś błąd. Dzwon nie jest pęknięty.

Stop jakiego użyto, zgadza się z najlepszymi recepturami.

-Brak mu duszy-mówią zakonnicy.

-Ciąża mu głowy wrogów Kniazia- powtarza się miedzy ludem.

Dzwonnica stoi na stromym brzegu rzeki. Przepływający tędy rybacy żegnają się nabożnie na jej widok.

Kniaź chce słyszeć bicie dzwonu, a słowo Kniazia znaczy: stań się!

Budowniczowie mówią:

-Dzwon trzeba zrzucić na dół, rozbić, przetopić i odlać na nowo. Potem znów zawiesić.

Ale Kniaź chce słyszeć bicie dzwonu. Rusza na wyprawę wojenną. Kiedy wróci- dzwon ma wieści jego powrót. Mnisi modlą się do Boga o pomoc. Nikt z ludzi nie poradzi. Budowniczowie i zakonnicy dadzą głowy.

Modły trwają cała noc. Znów brzmią cerkiewne chorały, wosk świec topi się u wrót tajemnej głębi ikon. Bóg nie zsyła anioła; święty Michał trzyma na wodzy swoje hufce. Święty Jerzy zapomniał o wyznawcach i walczy gdzieś w świecie ze złem wcielonym w jadowitego smoka.

O świcie ma wrócić Kniaź. Powiadomił o swoim powrocie przez umyślnego. Przed świtem zakonnicy opuszczają klasztor. Zostaje tylko Igumen, człowiek święty i uczony. Ma wiele lat i tyleż ksiąg w pamięci. Nie boi się gwałtowności Kniazia i pokłada ufność w Panu.

Modli się całą noc, leżąc krzyżem u stup dzwonu.

Czeka na cud. Ramiona pańskie są wszechmocne, wielkość pańskiej łaski jest nieograniczona. Jak Ruś, jak ludzka pycha.

Zostaje mu tylko wiara, śni.

Następnego dnia o świcie, wyprzedzając zastępy kniaziowych rycerzy, wyprzedzając szczekanie psów i łoskot dudniących w nadwołżańskiej mgle bębnów – dzwon się odzywa. Bije tryumfalnie w nieboskłon i niesie wieść o chwale Pana, o chwale jego Syna- Człowieka. Dźwięk żywego brązu jest radosny, przeczysty, rozchodzi się daleko wzdłuż brzegów rzeki, nad którą postawiono monastyr. Budzą się ptaki i radośnie krążą wśród drzew. Jaskółki śmigają jak tatarskie strzały wokół dzwonnicy. Rozproszeni zakonnicy powracają w mury świątyni. Kniaź obdarowuje suto przybytek i wzywa Igumena.

Zakonnicy znajdują go u stup dzwonu. Jest oniemiały, leży bezwładnie na powale i chwytając za rękaw, usiłuje coś powiedzieć pierwszemu z braci. Ma martwe oczy choć widzi. Nie odzywa się.

Sprowadzają go na dół. Wygląda jak człowiek, z którego wyjęto kości. Półprzytomny, jakby nieświadomy czynów i słów.

-Cud, cud- powtarza się w całej Rusi. Lud snuje coraz to nowe legendy. Mówi się o Żydzie, którego widziano, jak wymykał się nocą z dzwonnicy; miał gliniane ręce i odzywał się głosem psa.

Po miastach i wsiach wędruje ślepiec, o którym powiadają że podpatrując modlitwę Igumena- oślepł.

-Widziałem...-powiada ludziom i nie kończy, a z jego wyblakłych oczu płyną wielkie jak groch łzy.

Gdy bije dzwon, milknie Ruś cała i słuchają wszyscy weź wyjątku: książęta, popi, bojarzy, lud prosty i niewolnicy.

Gdy bije dzwon, zamiera słońce i chmury przestają płynąć po niebie.

Gdy bije dzwon, na nieboskłonie pojawia się świetlisty rycerz; a jego zbroja jaśnieje diamentową poświatą wszystkich gwiazd niebieskich. Mknie na siwym rumaku z podniesioną wysoko brylantową włócznią i rozpierzchają się chmury, w szczelinie zaś uchylonego nieba widać niebieskie zastęp, chóry archaniołów i tron samego Boga.

Igumen pozostaje do końca życia w swej celi. Nigdy jej nie opuszcza. Umiera dwa lata późnie, nie wypowiedziawszy ni słowa.

Przed śmiercią odwiedza go Kniaź. Po wielu latach, już na łożu śmierci opowiada wnukowi, że zamknąwszy się w celi z Igumenem., był świadkiem, jak ten zasłonił ręką usta i nakreślił w powietrzu potrójny znak krzyża, jak by chciał powiedzieć ,, Nie wolno mi...”

Tajemnicę dzwonu próbują rozwikłać najwięksi inżynierowie. Rozkładają ręce i też mówią o cudzie.

Potem wszystko rozpada się w pył.

Znika z wysokiego brzegu wielkiej rzeki monastyr, o dzwonie ludzie zapominają. Groby budowniczych wietrzeją w stepie. Wiatr rozsiewa kurhany. Legenda coraz rzadziej powraca w pieśniach. Umiera jej ślad w ludzkiej pamięci. Zostaje pustka i milczenie.

Tak jak milczenie oszalałego Nietzsche’go, który wieziony pociągiem z Turynu do Bazylei śpiewał cicho w tunelu Gottarda:

Dusza moja, jak lira

Niewidocznie dotknięta

Nuciła w sekrecie pieśń gondoliera

Drżąc od barwnego szczęścia

Czy słuchał jej ktoś?...

Ofiara












Pijany listonosz ze świata modliszek

Przywozi mi listy, i niszczy mi ciszę,
Której nie ma i tak;

Któż wie, kiedy Skrzynia się sama otworzy
Na głos - nam nieznany - ze znanych przestworzy
By rzec, że stało się - To!


Jak dziecko ocalić? Ma chore migdałki
Nie mogę w zagładę wszak wkroczyć - bez walki -
Nie jego bierzcie, lecz mnie!


Kochanek żony drwi kwaśnym oddechem,
Więc może odkupię ich grzech - moim grzechem -
Służąca, co szkło myje - lśni...


Poświadczy krucyfiks, stół, piec, fisharmonia,
Że to, co trzymałem przy ustach i w dłoniach
To była prośba o cud.


Kochają się, jechać chcą gdzieś do Australii,
Więc rozumiecie, że muszę podpalić
Ten dom, by pojęli błąd!

Płomienie z kredensów, wykładzin i krzeseł,
Grzyb dymu, co pustym się niebem poniesie -
To wszystko, co mogę dać


- Niech spali się dom, zanim świat się wypali -
Wołałem, gdy ręce mi sprawnie wiązali
Wywiązując się z ról...

Sadziliśmy z małym gałązkę na brzegu.
Dziś musi z gałązki tej - krzywe być drzewo,
Lecz drzewo! Dla ludzi - strach!
Bo światłem to tylko - co nam prosto w oczy!
Człowiekiem - co człowiek krwi swojej utoczy -
[Plus Leonardo i Bach.]

oto oswajam śmierć....



















Przed śmiesznością męczeństwa
broni ironii peryskop
System ukośnych luster
zmyślna pułapka na światło
Lecz drzazga zła utkwi w oku
gdyby się lustro rozprysło
A brukowcem pogardy
rozbić je bardzo łatwo