piątek, 22 lutego 2008
























Takaś mi przedwczesnym zmierzchem,
Gdy przybojem grzmi ocean,
Jakbyś nie powstała jeszcze,
A już prawie przeminęła.

Kształt twój, niemal nieuchwytny
Żarzy się obrysem mroku;
Stoisz niema, jak wykrzyknik,
Który uwiązł w gardle grzmotu.

Włosy w aureoli ognia,
Skronią pełznie lawy strumyk;
Smukła jesteś jak pochodnia
Zapalona na tle łuny.

W oczach dymu masz spirale,
W ustach krzepnie popiół mokry;
Tylko w szyi tętni stale
Kryształ pulsu nieroztropny.


Bije to źródełko tycie,
Syczą zgliszcza, ciemność skwierczy;
Nosisz w sobie jedno życie,
Nosisz w sobie wszystkie śmierci....


[Witaj w moim śnie...]

środa, 20 lutego 2008

Moj Kościół...







Kościół Dominikanów p.w. św. Mikołaja. A raczej to co z niego zostało. Dziwne miejsce... zastanawiam ile osób tak naprawdę wie że w podziemiach i w okalającej ziemi spoczywają prochy zakonników i dobrodziejów Kościoła. Nie jest to więc tylko miejsce spacerowe..ale nekropolia. Dziś bardzo rzadko pamięta się o tym co było myśląc o tym co będzie..o tym co jest...; zawsze gdy jestem na tych ruinach zastanawiam się ile tu odprawiono Mszy Świętych..ile łask wyproszono..ile tajemnic kryją w sobie te ruiny. Nie zdajemy sobie często sprawy...ale myślę że od czasu do czasu można by tam odprawić nieszpory za zmarłych.

Pamięć, pamięć... radością dla mnie jest trzymać w dłoniach paramenty pochodzące z tej świątyni...w której naprawdę chwalono Boga...

Memento etiam, Domine, famulorum famularumque tuarum cardinale Sante Romane Eclessia qui nos praecesserunt cum signo fidei, et dormiunt in somno pacis.
Ipsis Domine, et omnibus in Christo quiescentibus, locum refrigerii, lucis et pacis, ut indulgeas, deprecamur. Per eumdem Christum Dominum nostrum. Amen.

wtorek, 19 lutego 2008

Moj Dybów..



Zamek na Dybowie.

W zasadzie nie wiem kiedy tam byłem 1 raz..; w każdym razie pamiętam że kiedyś zabrał mnie tam mój dziadek....; w zasadzie miałem gdzieś co to za miejsce... ważne że można było połazić po starych murach- dla dzieciaka frajda. Pamiętam to miejsce zarośnięte krzakami.. naprawdę było otoczone aurą tajemniczości i jakiegoś mistycyzmu. Stare kościoły i zamki mają w sobie to tchnienie nieśmiertelności... przez tą bramę kiedyś wchodzili książęta, baronowie... teraz jest to miejsce które tak naprawdę służy za kloakę. Ślady po ogniskach zdradzają że co jakiś czas być może rozbłyska nocą stare zamczysko. A przecież i tu była zamkowa kaplica w której modlili się ludzie..

W zasadzie dopiero niedawno zdałem sobie z tego sprawę. Stare budynki mają swoją kwestię do powiedzenia w historii. A kiedy już ją wypowiedzą...milkną. Tak jak ptaki które wczesną jesienią odlatują...z tym że one wracają.

Ważne żeby czasem przywołać starą duszę tych wieków których już nie ma...;

Bo kto dziś sobie wyobraża żeby np. na miejscu dawnej kaplicy odprawić Mszę Świętą..oddając cześć Bogu w intencji budowniczych zamku..w intencji poległych w walce i obronie warowni...???...

Z czasem pewnie zamek obróci się w ruinę..albo stanie się miejscem w które wkroczy bezduszny biznes zamieniając to miejsce w maszynkę do robienia pieniędzy;
Nie obdzierajmy tego miejsca z jego tajemnicy...inaczej będzie już tylko kupą cegieł połączonych zaprawą.

Mój Dybów- zdjęcia







tu było wiele spraw, tysiące, taka moc,
że przegadany dzień nie starczy ani noc
a jak zamilczeć w słońcu, do księżyca grać,
i robić to po prostu, na co nas nie stać...

poniedziałek, 18 lutego 2008

Mój Papież...



niedziela, 17 lutego 2008

Maladrerie :(

W takie noce czasem się modle. Źle sypiam ostatnio wiec zdarza mi się wstawać w nocy i iść modlić się do lasów okalających moje miasto. Szczerze mówiąc nie wiem do kogo tak naprawdę się modlę i dlaczego. Nie modlę się słowami. Tradycyjne modlitwy z resztą, z czasem obdarte ze swojego pierwotnego sensu, zatraciły swoją silę. Inne dawno wyleciały mi z pamięci, a gdy chciałem się ich na powrót nauczyć stwierdziłem że wprawiają mnie w dziwne zażenowanie. Natomiast modląc się bez słów, ot po prostu idąc przez tę leśną zimę, mam wrażenie że sam jestem modlitwą, że łączą się w niej uczucia które rzadko mnie nawiedzają i których pewnie nawet bym nie umiał wyrazić. To uczucia które w innych okolicznościach wydałyby mi się głupie lub pospolite, na przykład związane z przynależnością do jakiejś rodziny, pokolenia, kraju czy rasy, z zaangażowaniem się w jakąś szczytną sprawę, z miłością matki do dziecka, z pamięcią o zmarłych, z honorem, z wiernością jakiemuś władcy...; Nie mam rodziny, żony,dziecka. Religia staje się sprawą zepchniętą do granic prywatności, o której już dawno nawet zapomniano że istniej. Rasa i kraj nie mają znaczenia w moim świecie. Honor nie liczy się w świecie pieniądza w którym rządzi siła. Śmierć jest mi zupełnie obojętna- zarówno moja, jak i cudza. Poza tym nie miałem nigdy nad sobą żadnego władcy ani tym bardziej ludzi wiernie sobie oddanych. Miałem co najwyżej do czynienie z ludźmi potężniejszymi ode mnie, których później przerosłem, a czasami również zniszczyłem. I oto tej nocy wszystkie te myśli nawiedziły mnie i sprawiły że stałem się podobny do dziecka...;

Modliłem się w ten sposób i ta modlitwa poprowadziła mnie do jednej tylko osoby. Ta modlitwa miała Twoją twarz...;


TO WSZYSTKO;