niedziela, 9 marca 2008

Czym się różni monarchia od demokracji

Nonsens to, a jednak prawda: miłośnicy demokracji chętnie widzą w monarchistach ludzi o wielkich ambicjach – nierzadko wręcz sięgających tronu.
Zdarzyło się to nawet pewnemu profesorowi (a więc, teoretycznie przynajmniej, osobie wykształconej i niegłupiej), który w szyderczym artykule imputował wolę koronowania się pewnemu monarchiście.

Jest to bezmyślne przełożenie idei demokratycznej na „monarchistyczne realia” – wszak to demokracja zakłada równość obywateli i to, że „każdy może” być głową państwa, a co najmniej parlamentarzystą. Głęboko jest też osadzona w świadomości ludzkiej powszechność życia politycznego – i nie mieści się w głowach, by polityka miała przestać powszechną być. Słowem – jeżeli już demokrata wyobrazi sobie monarchię, będzie ją widział na obraz i podobieństwo egalitarnej demokracji.

Tymczasem fundamentalna różnica pomiędzy monarchistą a demokratą jest taka, że monarchista nie chce rządzić, a chce być rządzony – podczas gdy z demokratą jest dokładnie na odwrót. Monarchista uznaje hierarchię i swoje w niej miejsce, demokrata, hierarchii nie uznając, kontentuje się zarazem nie tyle nawet cząstką, co iluzją rządzenia, jaką daje mu udział w demokratycznych wyborach – i w zamian za tę iluzję oddaje rządzącym władzę nieporównanie większą od królewskiej. Cieszy się jednak, kiedy jego władcy odwołują się do niego i na każdym kroku podkreślają, że właściwie niczym się od niego nie różnią. Monarchista tymczasem rad by się całkiem nie udzielał politycznie i rad by widział majestat władcy – będąc za to panem (królem) we własnym domu.

Podobnym nonsensem jest także mniemanie, bardzo powszechne u tych, którzy o monarchii nie mają zielonego pojęcia, że życie króla jest usłane płatkami róż. Że monarcha nic innego nie robi, jak tylko pławi się w rozkoszach tego świata. Tymczasem skoro władca ma rzeczywistą władzę (a nie piszę tutaj przecież o Elżbiecie II czy Janie Karolu…); skoro stoi na szczycie hierarchii – jakąż ogromną dźwiga odpowiedzialność! O, zaprawdę – „klawe” miał życie „cysorz” Franciszek Józef! Abstrahując już od tego, że w tragicznych okolicznościach stracił ogromną część rodziny i przeżyć musiał tak wiele tragedii osobistych; nie było żadnej kawy do łóżka! Franz-Jozef wstawał o godzinie czwartej i harował do wieczora. Jakże klawe miał życie jego następca, błogosławiony cesarz Karol! Po dwóch latach rządów został wygnany – i zmarł na obczyźnie, w ubóstwie. Tylko ludzie kompletnie zaślepieni (nienawiścią? niewiedzą?) mogą twierdzić, że jego decyzja o niezrzeczeniu się korony miała cokolwiek wspólnego z kurczowym trzymaniem się stołków przez współczesnych polityków.

Istotą monarchii jest pokora. Pokora ludu, który nie pcha się tam, gdzie nie powinien (to znaczy do władzy), a zarazem pokora władcy: wobec prawa, wobec tradycji, a nade wszystko – wobec Boga. Egalitarna demokracja zasadza się na pysze. Na pysze rządzących, którzy nie uznają żadnej zwierzchności nad sobą oraz na pysze wyborców, którzy chcą mieć – choćby złudną – świadomość „współdecydowania”.


//Tekst za: http://www.waszkiewicz.salon24.pl/64240,index.html //

2 komentarze:

Administrator pisze...

Witam! Bardzo mądry i zastanawiający artykuł. Zapraszam do siebie www.blogtrydencki.blogspot.com

Viribus unitis

Anonimowy pisze...

Nie każdy nadaje się do rządzenia. Ja nie rozumiem tego zmuszania ludzi do głosowania (słynna walka o frekwencję). Jak ktoś nie chce, nie zna się, wszystko mu jedno kto będzie rządził to nie należy wywierać presji, żeby za wszelką cenę szedł na wybory. Swoją drogą lewica, demokraci, etatyści nie pozwalają ludziom decydować o sobie, rodzinie itp. (przymusowa i państwowa służba zdrowia, edukacja, system emerytalny etc) mając ich za idiotów a jednocześnie wciska im do ręki kartkę wyborczą, żeby decydowali o innych.