czwartek, 7 lutego 2008

Dzień w którym ide dalej...


[...modlił się, głęboko wierząc
że hekatomba historię oczyści
jak wiatr las czyści ze sczerniałych lisic
by pole bitwy gniło dla winnicy...]


W zasadzie ktoś mi powiedział ostatnio że jesień już się kończy. Dziwne- heca duża bo wczoraj wcale tego nie widziałem. Na drzewach cały czas widzę resztki po wiosennej zabawie. Zima dla mnie nie istniała- no bo najpierw nie miałem na nią czasu a gdy już przyszła to im zdawało się że to nie ona.. że ona bo przecież nie teraz, nie pora;

No ale widzę że jesień sie dobrze ma. A kto wie- może to tak naprawdę późne lato naznaczone odlotami tych wszystkich stworzeń które gdzie indziej widzą to czego u nas już nie ma.
Jak dobrze że można choć zobaczyć czasem na niebie klucz odlatujących kaczek lub gęsi. Bo jak się tego nie widzi i ktoś powie że nagle odleciały to jest coś w rodzaju smutku. Okrytego zawsze aurą tajemnicy gdzie one sie podziały. Ich życie, ich sprawa, ....mi zostaje cisza;

No ale jest już wielki post...czas spokojnego zmagania sie z tym co jeszcze zostało z tego kim być nie chciałem. Bo nigdy tak naprawdę nie chciałem. Ale tak zawsze wychodziło. W zasadzie nie pamiętam żadnego Wielkiego Postu który by przebiegł tak jak planowałem. Ale ten sie uda - na pewno bo nie ma specjalnie innego wyjścia. Bo kiedy nauczyć się wolności jak nie w czasie który być może po raz ostatni mi jest dany? Bo wolność ma to do siebie( tak wiem- to śmieszne) że nie jest dana raz na zawsze- mało tego. W zasadzie można jej się świadomie wyzbyć. Ale nie traci się jej...po prostu się dzieli nią z kimś innym. Zawsze jednak dostaje się coś w zamian.

Gdy liście znów spadną być może nie będę siedział tu gdzie teraz jestem. A raczej z całą pewnością nie będę tego robił.
Bo po co? Radość z odzyskanego śmietnika?
Nadzieja na bycie sam na sam ze swoim dniem?
Nie minie rok gdy zmieni sie wszystko:)


[....w dzień smierci mej konczę 25 lat...]

Brak komentarzy: