wtorek, 23 października 2007

Wybory okiem prof. Jacka Bartyzela

Pierwsze wyniki pokazują przytłaczające zwycięstwo Platformy Obywatelskiej – ponad 43 % głosów i – w tym zestawieniu – druzgocącą klęskę Prawa i Sprawiedliwości – ponad 30 % głosów.


Co to oznacza dla nas, prawicy, a przede wszystkim dla Polski, której dobro jest jedyną racją bytu prawicy? Nic dobrego oczywiście. Zwyciężyła partia, która jest pozorem, produktem marketingu, atrapą jakiejkolwiek idei, nawet tej, którą jakoby reprezentuje, czyli libetalizmu. Zwyciężyła partia znana ze spolegliwości wobec możnych tego świata, zdolna zagwarantować im, że „porządek panuje w Warszawie”, że Polska będzie karnie maszerować ku świetlanej przyszłości, koncypowanej przez konstruktorów globalistycznej utopii.

Lecz ten fakt nie powinien nam przesłaniać wagi zdarzenia co najmniej tak samo ważnego. Tego mianowicie, że klęskę poniosła partia, która udawała, że jest realną alternatywą dla demoliberalnej „normalności”, że jest prawowitym depozytariuszem „narodowego pamiątek Kościoła”, że broni fundamentów ładu cywilizacji chrześcijańskiej. A tymczasem, wystarczy tylko spojrzeć na ostatnie miesiące jej działalności – jako partii rządzącej przecież. W jej programie uroczyście potwierdzono niezłomną obronę cywilizacji życia, a w szczególności ochronę życia naszych braci najmniejszych – nienarodzonych. I oto jej decydenci haniebnie wyrzekli się tej sprawy, w decydującej godzinie umyli ręce jak Poncjusz Piłat. W programie tej partii była obietnica niewzruszonej woli obrony suwerenności państwa polskiego, uroczyste zapewnienie odrzucenia „konstytucji europejskiej”. I oto, na dwa dni przed wyborami, rząd tej partii kapituluje w Lizbonie, zgadza się na traktat pod zmienioną nazwą, który zapewne nie będzie nawet poddawany procedurze referendalnej. Tyle gromkich zapewnień i obietnic, i ostatecznie przyłączenie się do Partii Białej Flagi, w akompaniamencie ogłupiania propagandą o rzekomo wielkim sukcesie.

Musimy spojrzeć prawdzie w oczy. Nie ma dziś żadnej alternatywy dla lewicowo-liberalnego mainstreamu. Jest jedna wielka partia „europejczyków”: PO-PiS-LiD-PSL. Ich kłótnie i awantury to spory w „jednej rodzinie”. Cała odmienność PiS to tylko groteskowa „walka z korupcją” kieszonkowych Robespierków pokroju Mariusza Kamińskiego, dziwaczny polityczny „pelagianizm” fanatyków „nieprzekupności”, nie przyjmujących do wiadomości, że zepsuty grzechem pierworodnym człowiek skłonnny jest bardziej do złego niż do dobrego.


Swoją polityką Prawo i Sprawiedliwość udowodniło, że w istocie nie jest niczym zasadniczo różnym od postkomunistyczno-liberalnego „układu”, który rzekomo z taką determinacją zwalcza. Różnice sprowadzały się tylko do poronionych „akcji” podległych mu służb i większej porcji demagogii socjalnej w kampanii wyborczej – czego ostatni przykład mieliśmy w zwalczaniu „zbrodniczego” pomysłu prywatyzacji szpitali. Czy zatem rządzić będzie Platforma z jakąś swoją „przystawką”, czy Platforma-bis, to rzecz drugorzędna. Lekcja dla prawicy z tych wyborów jest jedna. Koniec złudzeń o możliwości owocnego współdziałania z neojakobińską łże-prawicą. Prawica zmarnowała kilka lat na tę iluzję, i dlatego dziś jest w dołku. Niech „pisiactwo”, w następstwie tej zasłużonej klęski, udławi się w swoim własnym, bezideowym sosie. Po nieudanych, z tych lub innych względów próbach, takich ZChN czy Przymierze Prawicy, w tej próżni czas zbudować nareszcie prawdziwą prawicę: stronnictwo wielkiego celu!

Jacek Bartyzel

PS.
Jedyna dobra wiadomość z tych wyborów: całkowite „zagruzowanie” prawdziwie demokratycznej partii – agencji towarzyskiej towarzysza Kleona.

Brak komentarzy: