sobota, 9 maja 2009

Wenecja...;


Noc jest ciemna, bezmiesięczna, ciężarna burzą i grzmotem. Gorący, parujący wiatr z południa tchnie niby oddech z chlebowego pieca. Porywa się gwałtownymi podmuchami, to cichnie nagle jakby przyczajony. Liście na drzewach dźwięczą metalicznie. Topole szemrzą niby płynące strugi wody. Gdy wiatr przypadnie, szelesty drzew milkną. Gdy wiatr się zrywa, szmer się zrywa, rośnie, wzmaga nad głową, wróży nawałnicę. Zła noc. Nad światem nisko przelatują złe moce. Czy wysyła je wraz z promieniami daleka planeta, jak twierdzi astrolog Pochard? Czy piekło rozzuchwalone grzechami ludzkości przybliża się, jak mówi kapelan? Nie wiadomo, ale zła to noc. Która niewiasta w tę noc pocznie, nie da życia szczęśliwemu człowiekowi. Która w tę noc porodzi, umęczy się i martwy płód wyda. Zła noc. Cień jej nie rzeźwi, cisza nie daje spokoju. Mrok nie zda się odpoczynkiem dnia, lecz wspólnikiem zbrodni. Zioła trujące pęcznieją jadem w dwójnasób. Czyste, słoneczne zwierzęta, rośliny i ptaki męczą się, wyglądając świtu jak zmiłowania. Ruszają się za to swobodnie sowa, nietoperz, puszczyk i ropucha. W taką noc pokusa jest silniejsza, a opór sumienia słabszy. W taką noc można mniemać, że Bóg odwrócił lice ku innym kręgom wszechświata i ziemię przestała osnuwać pełnia jego przytomności. W tę noc daleko, na wzburzonym, wzdętym morzu dzieją się rzeczy straszliwe....



XLI
Doge di Venezia

Brak komentarzy: